Coraz trudniej zliczyć kary nałożone na największych graczy rynku internetowego przez urzędy antymonopolowe. Rekord, jeśli chodzi o wysokość grzywny, ustanowiła dotąd Komisja Europejska, która w 2018 r. zażądała od Google’a ponad 4,3 mld euro za nadużywanie pozycji dominującej (chodziło o wymuszanie domyślnego ustawienia w komórkach wyszukiwarki Google i przeglądarki Chrome). Oczywiście Facebook, Amazon, Apple i inne firmy zbiorczo określane jako big tech także bywają karane przez regulatorów, choć w ich wypadku kary nie idą zwykle (jeszcze) w miliardy. Trzeba jednak wiedzieć, że grzywny miewają też drugie dno: big tech stał się dla polityków idealnym chłopcem do bicia. Wykorzystują oni to, że potężne korporacje budzą w nas więcej obaw niż entuzjazmu (niekoniecznie z racjonalnych powodów). W dodatku obawy te łatwo jest podsycać, przypisując macherom z Doliny Krzemowej mniej lub bardziej wyimaginowane grzechy. Ma to jednak opłakane skutki uboczne.
Sojusz ekstremów
Jeśli chodzi o nienawiść polityków do big techów, to panuje porozumienie ponad podziałami. Zarówno prawica, jak i lewica chcą je karać, regulować i opodatkowywać. Różnią ich tylko motywacje.