Akcja kampanii nowego "Call of Duty" toczy się w ostatnich dniach III Rzeszy. Nasi bohaterowie - różnego koloru skóry, płci i narodowości - stanowią specjalny aliancki zespół komandosów, który ma odkryć sekrety tajemniczego projektu III Rzeszy. Misję zaczynają w Hamburgu, a potem trafia do oblężonego Berlina. Po drodze jednak, w ramach retrospekcji, poznamy, jak bohaterowie trafili do jednostki i znajdziemy się przy okazji na najsłynniejszych polach bitew II wojny światowej, jak El Alamein, Stalingrad czy Midway.

Reklama

Kampania

Scenariusz kampanii raczej nagród nie zbierze, bo jest sztampowy, aż bolą zęby. Jednak sama realizacja misji, to prawdziwe wojenne kino akcji (czasami). Dwie moje ulubione sceny to ucieczka po dachach atakowanego Stalingradu, gdy walą się budynki, koło nas przelatuje gruz, a my skaczemy jak sam Indiana Jones, starają się przetrwać. Druga, to strzelanina na dworcu w Hamburgu, gdy torami co chwila przejeżdżają pociągi, a my musimy zabijać Niemców, unikając rozpędzonych lokomotyw (skąd jednak w oblężonym Hamburgu tyle pociągów, tego nikt nie wie).

Call of Duty: Vanguard / dziennik.pl
Reklama

O ile same pomysły są fajne, o tyle mapy są bardzo małe. Owszem, latamy pod Midway, czy zabijamy Niemców pod El-Alamein, ale nie ma tej epickości i wielkości owych bitew. Tereny map są bardzo małe i wystarczy za późno o sekundę skręcić samolotem, by dostać komunikat "powróć na teren misji". Jakby się programistom nie chciało rozszerzyć zmagań. Samo El-Alamein to w zasadzie pojedynek o jedno wzgórze między kilkoma aliantami, paroma czołgami i dwoma naszymi bohaterami. No tak się nie robi. To samo w Stalingradzie... porównując przekradanie się przez miasto z misją w Prypeci w Modern Warfare, to Prypeć jest dużo, dużo lepsza. Sama kampania, jak to w CoD, nie jest za długa - w sześć godzin można ją spokojnie skończyć.

Multiplayer

Reklama

Sercem CoD jest jednak multiplayer, a nie gra dla pojedynczego gracza. Jak wygląda tu sytuacja? Mamy do dyspozycji 12 operatorów, z czego większość dostępna jest jedynie po odblokowaniu ich w grze. Trzeba więc będzie wykonywać ciosy kończące w walce wręcz, zdobywać punkty za podwójne zabójstwa itp. Mapy? Mapy są fajne - od Villers Bocage (dlaczego to nie jest mapa do starć czołgów, skoro wioska słynie z masakry, dokonanej przez Michaela Wittmanna, niemieckiego asa czołgowego, na alianckiej kolumnie pancernej), przez dworzec kolejowy po górską rezydencję Hitlera. Podczas starć możemy niszczyć część osłon, otwierając nowe drogi ataku, ale nie mamy pełnej swobody zniszczenia - jedynie zaznaczone elementy ulegają destrukcji, nie ma więc mowy o własnym planie ataku i zaskoczeniu wroga. Trybów jest kilka - od klasycznego drużynowego deathmatchu, patrolu, zdobywaniu punktów - aż po typowe "wszyscy na wszystkich". Możemy też wybrać, czy szukamy starcia bardziej taktycznego, czy też szalonego blitzu, gdzie wszyscy giną co parę sekund.

Niestety multiplayer ma pewną wadę - im częściej używamy danej broni, tym szybciej zdobywa ona kolejne poziomy i odblokowuje nam kolejne części. A dołożenie tłumika, lepszej kolby, lufy poprawiającej rozrzut itp. sprawia, że jesteśmy coraz bardziej potężni i pierwszopoziomowe postaci nie są nas w stanie zaskoczyć. Jestem na razie na trzecim poziomie rozwoju postaci, a na mapach już biegają ludzie o levelu 25+.

Call of Duty: Vanguard / dziennik.pl

Graficznie CoD wygląda nieźle - czołgi, tekstury, broń to wszystko jest niezłe. Gorzej z twarzami postaci, które - na PS5 - nie wyglądają zbyt nextgenowo. Tu mogliby się twórcy bardziej przyłożyć. Niemniej jednak mapy, zwłaszcza te w dżungli czy rezydencja Hitlera robią wrażenie. Za to niesamowita jest ścieżka dźwiękowa. Jeśli możecie, nie grajcie w kampanię na słuchawkach, tylko na dobrym zestawie audio. Mam dość dobre słuchawki, obsługujące 3D Audio, ale one nie są w stanie tak zagrać, jak mój soundbar Q950T. Gdy w bombardowanym Stalingradzie tylne głośniki i subwoofer grają tak, że ściany się trzęsą, to na słuchawkach tego efektu osiągnąć się nie da.

Podsumowanie

Podsumowując, nowy CoD nie wnosi niczego rewolucyjnego do gatunku. To zwykły FPS ze scenariuszem, o którym momentalnie się zapomina i paroma momentami. Multiplayer też nie jest rewolucyjny... niemniej jednak ma w sobie coś, co przyciąga (przynajmniej na jakiś czas). To typowy średniak, który dla fanów serii będzie pozycją obowiązkową i który stanowić będzie zapychacz do czasu, aż Treyach, Infinity Ward i Activision się ogarną i dadzą nam perełkę równą Modern Warfare. A i tak przyniesie Activision miliony, bo fani kupią. Mnie jednak nie potrafi ta gra przyciągnąć do siebie i zatrzymać na dłużej.