Londyn, według twórców gry, przestaje być miastem otwartym i przyjaznym dla każdego. Po serii zamachów, władze obciążają winą grupę hakerów i oddaje kontrolę nad miastem prywatnej firmie, której najemnicy zaprowadzają faszyzm. Z ulic znikają imigranci, każdy może zostać oskarżony o przestępstwo i trafić do tajnych, nielegalnych ośrodków, gdzie zostanie przesłuchany, albo wypiorą mu mózg. Do tego wszechobecna flota dronów i kamer, które monitorują wszystko i wszystkich. Nic dziwnego, że jeden człowiek sobie z taką machiną terroru i propagandy nie poradzi. Dlatego w "Watch Dogs Legion" wcielimy się w całą armię.

Reklama

Jak tego dokonano? Otóż możemy zwerbować ludzi z ulicy do naszej grupy. Wśród rekrutów mogą być robotnicy, policjanci, szpiedzy czy zwykli ludzie. Każda postać ma własne charakterystyki i umiejętności - np. niektórzy bohaterowie mogą dostać napadu czkawki, co sprawi, że ciężko się nimi skrada, z kolei starsi ludzie mogą podczas akcji po prostu umrzeć. Postaci mają też różne pochodzenie etniczne, czy akcent - tak jak to bywa w wielokulturowym mieście. Takie wcielanie się w innych otwiera nam dodatkowe opcje rozgrywki. Po co bowiem przebijać się przez kolejne kordony najemników czy policjantów, gdy można zwerbować kogoś, kto może - bez zwracania na siebie uwagi - przejść spokojnie przez zakazany obszar i dotrzeć do celu. Wolicie walkę? Nie ma sprawy - zwerbujcie szpiegów z pistoletami z tłumikiem czy samych najemników Albionu z ciężką bronią. A może chcecie shakować drony i wszystko przeprowadzić zdalnie. Opcje są praktycznie nieograniczone. Naszym ludziom możemy dać gadżety, które ułatwią im walkę, ewentualnie nauczyć przejmowania dronów i kierowania ich przeciw właścicielom.

Watch Dogs Legion / dziennik.pl
Reklama

By zwerbować ludzi trzeba najpierw - jeśli są wrogo do nas nastawieni - najpierw wykonać kilka zadań, by ich do siebie przekonać, a potem wykonać ich zadanie główne, by wciągnąć ich do grupy. Potem już w każdej chwili możemy się na niego czy na nią przełączyć.

Reklama

Wygląda fajnie? Ma to jednak jedną dużą wadę - trudno jest się przyzwyczaić do bohaterów, jak w tradycyjnych grach. W pierwszej części "Watch Dogs" próba wyjaśnienia i pomszczenia śmierci dziecka była motywem przewodnim naszego bohatera. Tu nas to nie obchodzi, kim gramy. Jeśli zginie? Trudno, znajdziemy sobie kogoś nowego. Po wykonaniu zadania możemy o bohaterce czy bohaterze zapomnieć. Niech tam sobie chodzą po mieście. Kto wykona zadanie? Osobowość i historia nas nie interesuje, jedynie umiejętności. To może wielu osobom się nie podobać, ja jednak cenię rozwiązanie Ubisoftu za to, że otwiera niestandardowe podejście do rozwiązania problemów.

Jak przystało na grę Ubisoftu, Londyn jest całkowicie otwartym miastem i został dokładnie odwzorowany. Wszystkie budynki i rozkład ulic dzielnic centrum Londynu zostały przeniesione tak, jak wygląda to teraz. Gdy poszedłem w znajome miejsca, nie miałem problemu z rozpoznaniem lokacji w grze. Wszystko było tak, jak zapamiętałem. Do tego te tłumy na ulicach, rozmawiające o swoich problemach przez telefon czy ze sobą. Postaci mają różną agende dnia - wieczorem np. pilnują bram fortecy Albionu, rano idą na siłownię, a po południu piją kawę ze znajomymi. Po prostu to miasto żyje. Tak jak żyły Chicago czy San Francisco w poprzednich częściach.

Watch Dogs Legion / dziennik.pl

Do tego Londyn został zelektryfikowany - nie ma już aut spalinowych, wszystkie pojazdy są elektryczne. To jednocześnie sprawia, że model jazdy jest taki sobie. Owszem, są różnice w szybkości, ale te pojazdy prowadzi się jak mydelniczki. To jest do naprawienia w kolejnych częściach. Do tego należy się poważny minus za realizm - jeśli Albion faktycznie tak kontroluje miasto, to szkoda, że - jak w Mafii - najemnicy nie regują na łamanie przepisów ruchu drogowego. Możemy przejechać na czerwonym, skosić latarnię i wbić się w autobus,... i żadnej reakcji. Trochę to się kłóci z tym, co nam jest przedstawiane w opisie Londynu.

Walka? Niby ostateczność, ale mamy do dyspozycji pistolet czy strzelbę ogłuszającą, bo Deadsec nie zabija. No chyba, że zwerbujemy kogoś, kto ma zwykłą broń, wtedy strzelamy, by zabić. PS4 ma też wbudowany autoaim, który ułatwia celowanie. Możemy też bić się na pięści, wtedy wróg zapomina, że może nas zastrzelić i bijemy się jak na ringu.

Same misje są zróżnicowane - zwykle chodzi o dostanie się do serwera i wykradzenie informacji. Trzeba więc będzie skradać się, rozwiązywać zagadki, by doprowadzić prąd do serwera, czy też wspinać się na najwyższe budynki (wystarczy wtedy złapać drona transportowego, który nas zawiezie na samą górę i ominąć w ten sposób problem). Do tego są znajdźki w postaci elementów garderoby, nagrań audio czy punktów technologii, którymi rozwijamy nasze umiejętności. Oczywiście wiele jest też misji pobocznych i dodatkowych zadań, z których znane są gry Ubisoft. O ile sama mechanika misji się powtarza, o tyle warstwa fabularna jest naprawdę ciekawa - i mocno brutalna.

Trzeba też powiedzieć, że PS4 jest już za słaba na silnik, napędzający Legion. Podczas szybkiej jazdy widać szarpanie grafiki, same też tekstury nie są rewelacyjne. Widać, że to już jest gra pisana pod konsole następnej generacji czy mocne pecety.

Podsumowując. "Watch Dogs Legions" to bardzo nietypowy "sandbox". Gra daje nam doskonałe narzędzia do zabawy, jednak jest to kosztem fabuły, związanej z naszą postacią. Początkowo mi się to nie podobało, potem mnie jednak wciągnęło, zwłaszcza gdy znalazłem członków ekipy, z którymi się zżyłem. Na pewno warto dać jej szansę, choć lepiej poczekajcie na PS5 czy XSX, wtedy będzie działać dużo lepiej i wyglądać ładniej.