Microsoft uznał, że zarówno Xbox Series X, jak i Series S są wystarczająco mocne, by (po mocnych poprawkach silnika gry) dać sobie radę z uciągnięciem Flight Simulatora. Efekty są zaskakujące, bo gra wygląda i działa bardzo dobrze (przynajmniej o ile nie lądujemy w godzinach szczytu na JFK). W porównaniu z pierwszą, pecetową wersją MFS, gra dostała bardzo rozbudowany samouczek. Uczymy się w nim startów, różnych sposobów lądowań, podstawowych manewrów małą Cessną, a na koniec musimy odbyć samodzielny lot. Każdy manewr jest oceniany (od C do A) i wszystko, czego się nauczymy, przydaje się nam w późniejszych etapach rozgrywki, Jeśli chcemy, to instruktor pomoże nam też opanować start i lądowanie pasażerskim Airbusem.

Reklama
Microsoft Flight Simulator w wersji na Xbox Series X / dziennik.pl

Dodano też dużo krótkich, widokowych lotów - np. wokół piramid w Gizie, atoli i innych, widowiskowych miejsc. Pozwalają one bezstresowo obejrzeć atrakcje z powietrza, a po paru kółkach wystarczy znaleźć pobliskie lotnisko i wylądować.

Jeśli chodzi o samo działanie gry, to tu też możemy dotknąć i ustawić każdy przełącznik w kabinie, choć jest to trochę czasochłonne - trzeba bowiem wcisnąć L3, by wywołać kursor, przesunąć go nad wybrane pokrętło czy dźwignię i ustawić żądaną wartość. A jak lądujemy w ciężkich warunkach na trudnym lotnisku, to czasu na takie rzeczy nie ma. Tu bowiem przejawia się największy problem MFS - sterowanie padem. O ile proste, śmigłowe maszyny da się ogarnąć kilkoma przyciskami - wystarczy bowiem na padzie przycisków do obsługi klap, podwozia, przepustnicy itp., o tyle większe samoloty już wymagają klawiatury, albo joysticka do symulatorów z przepustnicą i dużą ilością przycisków. Można oczywiście - jak prawdziwy kapitan - wszystko zrzucić na drugiego pilota, ale wtedy ginie frajda z latania.

Reklama

Model lotu

Oczywiście cały model lotu pozostawiono bez zmian, to nie jest gra zręcznościowa, jak Ace Combat, a prawdziwy symulator. Wiatr potrafi naszymi małymi samolotami rzucać w powietrzu, osiągnięcie wysokiego pułapu na czymś z silnikiem skutera pod maską jest ciężkie, a maszyna łatwo wpada w przeciągnięcie, które kończy się korkociągiem i komunikatem, że "statek powietrzny uległ zniszczeniu". Dlatego trzeba cały czas bardzo uważać i - jeśli nie używamy autopilota - trzymać pada mocno w ręku i kontrolować wskaźniki lotu.

Grafika

Reklama

Grafika? Na XSX wygląda to przepięknie - ale tak, jak na PC - dopóki utrzymujemy dużą wysokość. Jak zejdziemy nad samą ziemię, to trochę się tekstury, odwzorowywane na satelitarnych mapach rozłażą. Do tego gra działa w 30 klatkach na sekundę, chyba, że korzystamy z monitora lub telewizora obsługującego VRR, wtedy liczba FPS idzie w górę. Takie odświeżanie gry nie przeszkadza jednak w cieszeniu się lotem i płynną rozgrywką.

W wersji na Xbox dostępne są też wszystkie dodatki oficjalne, poprawiające jakość tekstur w niektórych regionach, jak też płatne, nieoficjalne (dodatkowe samoloty, lotniska, budynki itp).

Microsoft Flight Simulator w wersji na Xbox Series X / dziennik.pl

Podsumowanie

Podsumowując - port Flight Simulatora na Xbox to świetna decyzja Microsoft - zwłaszcza, że gra dostępna jest w ramach abonamentu Game Pass. Rozszerza to znacząco bazę fanów tej "niszowej" gry dla fanów lotnictwa. Została ona też tak przeniesiona na konsole, że nawet na zwykłym, podstawowym padzie da się opanować samolot, ale jeśli chcemy zostać "prawdziwym" pilotem, to trzeba będzie do konsoli podłączyć bardziej skomplikowany sprzęt. Na pewno warto dać MFS szansę, bo nic tak nie odpręża jak spokojny lot nad jakimś ładnym terenem.

Microsoft Flight Simulator w wersji na Xbox Series X / dziennik.pl