Wojna cenowa na rynku telekomunikacyjnym mocno obniżyła koszty rozmów przez komórki i mobilnego internetu. Tak niski poziom cen usług powoduje jednak, że operator ma ograniczone możliwości subsydiowania urządzeń. Efekt? Dziś w sieciach komórkowych za najnowsze smartfony trzeba dopłacić na początku nawet ok. 1 tys. zł, a potem jeszcze spłacać resztę ceny w ramach abonamentu. Jak sprawdziliśmy, taniej jest kupić telefon w sklepie na kredyt wzięty z banku.
Witold Tomaszewski z portalu Telepolis.pl tłumaczy, że sprzedaż topowych smartfonów jest dla telekomów ważna z kilku względów. – Mimo niskich marży ciągle zarabiają na samym udziale w dystrybucji urządzeń. Jednak istotniejsze jest to, że klienci decydujący się na zakup smartfonów z dużym ekranem i wieloma funkcjami zużywają więcej internetu i instalują więcej aplikacji, za które płacą operatorom – mówi Tomaszewski.
Problem w tym, że wskutek wojny cenowej klienci większości telekomów za 50–60 zł miesięcznie mogą już bez ograniczeń dzwonić do wszystkich sieci komórkowych i stacjonarnych. I jak ocenia ekspert, ceny smartfona nie da się już uwzględnić w abonamencie, więc operatorzy poszukują nowych sposobów, by przekonać klientów do zakupu telefonu we własnej sieci. – Wkrótce u niektórych telekomów smartfon będzie można dostać w leasingu – zdradza Tomaszewski.
Na razie sieci komórkowe oferują raty lub konta bankowe z otwartą linią kredytową. Tak jest np. w przypadku najnowszych taryf Orange Wiosna Cudów. Podpisując umowę z tym operatorem, otrzymamy nielimitowane rozmowy wraz z pakietem internetowym 2GB, a także prawo do wymiany telefonu na nowy już po roku. W zamian za najnowszy smartfon Samsung Galaxy S5 musimy zapłacić 999 zł. Jeśli nie mamy w portfelu takiej kwoty, operator zaoferuje nam to samo urządzenie za „zero złotych”, a opłatę rozłoży na raty.
Reklama
Jak jednak sprawdziliśmy, to rozwiązanie najdroższe z możliwych. Obliczyliśmy, że za smartfon, który według Ceneo.pl można kupić już za 2299 zł, wraz z abonamentem przez dwa lata zapłacimy u tego operatora 5400 zł.
Jeśli zaś zdecydujemy się na kupno smartfonu w sklepie i sfinansowanie go kredytem z banku, to identyczny zestaw usług i aparat będzie nas kosztował blisko tysiąc złotych mniej (przy założeniu, że zaciągniemy kredyt na 24 miesiące z oprocentowaniem 13,9 proc. w skali roku i 5-proc. prowizją).
To najtańsze rozwiązanie wymaga jednak od klienta samodzielnego złożenia wniosku i przejścia procedury kredytowej w wybranym banku. Po ubiegłorocznej nowelizacji rekomendacji T przeprowadzonej przez Komisję Nadzoru Finansowego formalności przy udzielaniu kredytów na niewielkie kwoty są zminimalizowane. To oznacza, że pożyczkę na zakup aparatu można dostać w kilkanaście minut.
Z pożyczeniem środków na smartfona nie powinni mieć też problemu klienci posiadający kartę kredytową z wolnym limitem. Mogą zapłacić za aparat kartą, a powstałe zadłużenie spłacić w ratach, w ramach oferowanych przez banki planów ratalnych dołączanych do kredytówek.
Większy problem mogą mieć osoby, które mają obciążoną historię kredytową w Biurze Informacji Kredytowej. Wtedy zaciągnięcie zobowiązania może być bardziej skomplikowane, a w niektórych przypadkach niemożliwe. W podobnej sytuacji mogą znaleźć się osoby, które dotąd nie miały rachunku osobistego i nie korzystały wcześniej z usług bankowych.
Problem ten – przynajmniej częściowo – może wyeliminować ogłoszona niedawno oferta T-Mobile. Jeśli skorzystamy z najnowszej promocji operatora i założymy konto w T-Mobile usługi bankowe, otrzymamy odnawialny limit w koncie lub pożyczkę. Operator deklaruje, że wstępną decyzję o przyznaniu kredytu uzyskamy od razu, a środki znajdą się na naszym koncie nawet tego samego dnia. Jeśli nie potrzebujemy więcej niż 1 tys. zł, limit otrzymamy od ręki. Co więcej, od wykorzystanej kwoty w wielkości do 500 zł nie są naliczane odsetki. Reszta warunków świadczenia usługi nie odbiega od konkurencji – za nielimitowane rozmowy do sieci komórkowych, stacjonarnych oraz 2 GB pakiet internetowy zapłacimy 60 zł.