Zacznijmy od designu. Razer Opus-X dostępne są w trzech kolorach - białym, kwarcowym (czyli różowym) oraz obłędnie zielonym. Wykonane są z plastiku o dobrej jakości, a materiał, pokrywający muszle słuchawek dobrze leży na uszach i bardzo się nie grzeje. Opus-X dobrze trzymają się głowy, nie są jednak zbyt ciasne, więc nie będą przeszkadzać tym, którzy noszą okulary. Minusem za to jest to, że nie da się ich elegancko złożyć do podróży, by zajmowały jak najmniej miejsca. Co gorsza, w ramach cięcia kosztów, Razer nie dołącza do tego zestawu żadnego futerału.
Nie ma oczywiście mowy o żadnym sterowaniu gestami. Na prawym nauszniku znajdziemy przyciski głośności, przycisk odbierania rozmów, włącznik oraz gniazdo USB-C. Nie ma niestety portu 3,5mm, co oznacza, że w samolocie nie skorzystamy z tego headsetu.
Jakich funkcji brakuje?
Parowanie z urządzeniem jest proste. Wystarczy wcisnąć dłużej włącznik, a od razu uruchamia się tryb parowania. Niestety, ze względów budżetowych zrezygnowano z możliwości automatycznego przełączania się między urządzeniami - nie da się więc słuchać muzyki na laptopie, a gdy zadzwoni telefon, rozmawiać przez Opus-X. Trzeba za każdym razem na nowo parować z urządzeniem, z którym chcemy je używać. To od razu wyklucza je z używania do pracy zdalnej.
Innym minusem jest brak chyba najbardziej popularnej i używanej opcji w słuchawkach nausznych bezprzewodowych, czyli automatycznej pauzy po zsunięciu headsetu z uszu, trzeba ręcznie zatrzymywać muzykę. Na szczęście przyciski sterujące na nauszniku są na tyle duże i wygodne, że łatwo w nie trafić
Mobilna aplikacja Razera
Do headsetu dostajemy też mobilną apkę. Ma ona podstawowe funkcje - pozwala włączyć i wyłączyć tryb gry czy ANC. Do tego możemy wybrac cztery opcje korektora graficznego. Nie da się niestety samemu ustawić korektora, brakuje też trybów, przypisanych do poszczególnych gatunków muzyki - można więc spokojnie używać Opus-X bez apki.
Tryb dla graczy i ANC
Słów kilka o trybie dla graczy. Według opisu producenta, ta opcja zmniejsza opóźnienie podczas bezprzewodowego grania. Na moje ucho nie ma zbyt wyczuwalnych różnic między tym trybem wyłączonym, a włączonym. Co tylko pokazuje, że Razerowi naprawdę udało się zrobić dobre słuchawki BT (nie ma takich problemów jak na dużo droższych Sony 1000MX3).
Tryb ANC także działa - wygłusza odgłosy remontów u sąsiadów czy tłumi ruch uliczny. Nawet radzi sobie w pociągu, a przy tym nie deformuje muzyki. Tu Razer naprawdę się postarał.
Jeśli chodzi o życie na baterii, to przy wyłączonym ANC dostajemy 30 godzin grania, a z włączonym 20, co jest bardzo dobrym wynikiem.
Jakość muzyki
A co z jakością odtwarzania? Jak na jeden z tańszych bezprzewodowych modeli z ANC, Razer Opus-X gra poprawnie. Tak, nie mają takiej szerokiej sceny muzycznej jak moje Sony 1000MX4, nie potrafi tak dobrze wydobyć detali, czy rozdzielić poszczególnych instrumentów... ale za to kosztują cztery razy mniej i nie grają cztery razy gorzej. Porównując je z innymi, drogimi słuchawkami z NC - tym razem od Skullcandy, to Opus-X brzmią... lepiej. Nie ma też różnicy między nimi, a innymi popularnymi budżetowymi słuchawkami z ANC Sennheisera. Razer naprawdę poprawił mocno jakość swych słuchawek ostatnimi czasy.
Podsumowanie
Podsumowując. Opus-X to bardzo udany budżetowy headset Razera. Za 110 euro dostajemy dobrze zestrojony zestaw z tłumieniem hałasu, wygodnymi przyciskami kontrolnymi, zrobiony z materiałów dobrej jakości, w obłędnie zielonym kolorze, choć niepozbawiony wad. Przede wszystkim brakuje możliwości złożenia headsetu do transportu, przydałoby się też jakieś etui podróżne, brak złącza słuchawkowego wyklucza je też z używania w samolocie. Za to naprawdę - jak na swoją cenę - grają dobrze.