W znajdowaniu znajomych o wspólnych pasjach jest lepszy niż Facebook” – stwierdził kilka dni temu Neil Vidyarthi, wydawca branżowego serwisu SocialTimes.com. „Tumblr. pozwala ci bez wysiłku dzielić się z innymi czymkolwiek” – zachęca serwis na głównej stronie.
– W YouTube publikujesz filmy, we Flickr zdjęcia, na Twitterze krótkie wpisy i linki. W Tumblr. możesz robić to wszystko w jednym miejscu. Szybko i prosto – streszcza ideę miniblogowej platformy jej założyciel 24-letni David Karp.
Na razie bez specjalnego wysiłku zdobył 30 mln dol. od funduszu Sequoia Capital, który ma swoje udziały m.in. w Google, Apple, YouTube, PayPal, Zappos czy Yahoo!. Oznacza to wycenę na poziomie 135 mln dol. Niewiele w porównaniu do Facebooka (50 mld dol.) czy Twittera (3,5 mld dol.), ale gwiazda Tumblr. świeci już na tyle mocno, że branżowy serwis ReadWriteWeb uznał go właśnie za najlepszą małą spółkę minionego roku. I wróży mu świetlaną przyszłość. – Ten rok może być dla Tumblr. punktem przełomowym – uważa Richard MacManus z ReadWriteWeb. Na czołowych stronach zaczyna o nim pisać nawet światowa prasa biznesowa. „Jeden z hitów tego roku w internecie. Ożywi statyczną blogosferę” – podkreślał w grudniu David Gelles w „Financial Times”.

Profil w 10 sekund

Reklama
Mark Coatney, jeden z byłych wydawców „Newsweeka”, a dziś pracownik Tumblr., określa go mianem przestrzeni pomiędzy Twitterem a Facebookiem. Serwis to hybryda łącząca w sobie blogi, mikroblogi i elementy serwisu społecznościowego, czyli integrująca wpisy ze zdjęciami, filmami czy dźwiękami. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego. Teoretycznie to samo można robić w tradycyjnych blogach w takich platformach jak Blogger czy polski Blox.
Karp podkreśla jednak, że nigdzie nie jest to takie łatwe i wygodne, jak w Tumblr. Założenie profilu trwa nie dłużej niż 10 sekund. Zdjęcia czy filmy można wrzucać przez komórki i tablety nie tylko za pomocą okna przeglądarki internetowej, lecz także wysyłając nową treść mejlem. Wszystko da się też „podpiąć” do Facebooka, by wyświetlało się w serwisie.
John Maloney, prezydent Tumblr., tłumaczy, że różnica między serwisem a starymi blogami jest jeszcze większa. Użytkownicy tych drugich byli najczęściej nastawieni na dłuższe opowieści i cykliczność. Blogi na Tumblr. poświęcone są konkretnym tematom i znikają, gdy sprawa traci na aktualności. Nie ma przymusu długiej formy i ciągłości. – Coś, co dla kogoś jest głupią rozrywką, dla kogoś innego zmieniającym życie sposobem komunikacji ze światem – dodaje Marshall Kirkpatrick z ReadWriteWeb.



Jak dotąd taka forma przypadła do gustu 55 mln osób. Tyle użytkowników odwiedzało Tumblr. w grudniu 2010 r. Oznacza to, że przez miniony rok, jak oszacowała firma Quantcast, przybyło ich 35 mln. To wzrost o 175 proc. Tempo porównywalne do tego, w jakim rósł w pierwszych latach Twitter (choć miewał też wzrosty nawet 700-proc.). Dzięki temu Tumblr. wskoczył do grona 40 największych domen w USA. W serwisie publikowanych jest już 11,4 mln blogów, a liczba odsłon wzrosła w ciągu ostatnich 12 miesięcy z 0,5 mld do ponad 3 mld. W ubiegłym miesiącu pod względem liczby odwiedzin Tumblr. przegonił platformę „starych blogów” Wordpress.
Karp stworzył Tumblr., mając zaledwie 20 lat. Czyli tyle, ile miał Mark Zuckerberg, gdy pisał kody Thefacebook.com, protoplasty Facebooka. Obu panów łączy również to, że urodzili się w Nowym Jorku. Ale na tym podobieństwa między twórcą Facebooka, czy też innych globalnych serwisów, a Karpem się kończą.
Po pierwsze, młody nowojorczyk nie nasiąkał atmosferą Silicon Valley, mekki internetowych przedsiębiorców. „David Karp to twarz nowej fali nowojorskich przedsiębiorców internetowych. Podczas bańki internetowej wszystkie dotcomy powstawały w Sillicon Valley. Dziś wielu twórców stacjonuje w Nowym Jorku” – pisał o nim trzy lata temu po starcie Tumblr. serwis o nazwie „Quasi-przedsiębiorcy”.
Po drugie, nie dorastał w klimacie uniwersyteckiego kampusu. Nie dlatego, że nie mógł pójść na studia, bo nie było na to stać rodziców. Wprost przeciwnie. Nie chciał i nie musiał. Karp wychowywał się w Upper West Side, dzielnicy zamieszkanej przez artystów i twórców. Ojciec Michael jest nagrodzonym Emmy kompozytorem muzyki filmowej, matka Barbara Ackerman – nauczycielką. Kiedy David miał zaledwie 14 lat, uczył się biznesu np. od kolegi taty Freda Seiberta, byłego prezydenta koncernu Hanna-Barbera.
– Nigdy nie spędzałem zbyt wiele czasu w towarzystwie rówieśników – wspomina Karp. Jest wysoki, chudy, ma niebieskie oczy i ciemną czuprynę. – Był dzieckiem, które w bardzo młodym wieku wiedziało już, czego chce od życia. Bardzo szybko dojrzał – opowiadała jego matka w wywiadzie dla „NY Observer”.
Karp interesował się internetem od najmłodszych lat. Jako piętnastolatek rzucił szkołę i przez dwa następne lata uczył się w domu. Na studia nie poszedł. Zamiast tego wsiadł w samolot i poleciał do Tokyo, by pracować dla japońskiej wersji serwisu dla młodych rodziców UrbanBaby. Portal okazał się sukcesem. Do drzwi założycieli zapukali inwestorzy. W maju 2006 r. serwis poszedł pod młotek. Załapał się też Karp, który za dobrą pracę zdążył dostać trochę udziałów. – Pierwszy raz w życiu miałem swoje pieniądze – wspomina.
Przez chwilę myślał o powrocie do nauki. Ale zamiast zgarnąć kasę, pójść na studia i dobrze się bawić, założył firmę Davidville. I zaczął tworzyć nowe serwisy: Senduit.com, pozwalający na wymianę plików wideo; WorldwideFido.com, określany mianem „YouTube dla miłośników psów”. Pomysł na Tumblr. zakiełkował cztery lata temu, gdy na fali blogowej rewolucji zaczęły pojawiać się pierwsze próby łączenia tekstu z obrazem. Serwis ruszył 19 lutego 2007 r. „Jesteśmy pewni, że będzie to fantastyczna alternatywa dla 90 proc. internautów, którym nie chce się prowadzić tradycyjnego blogu. Tak, to wciąż blog, ale jednak lepszy od tradycyjnych. To nowa filozofia” – napisał na stronie firmy Davidville.



Rewolucja klonów

Pozyskane od funduszu Sequoia 30 mln dol. Tumblr. musi teraz zainwestować w nowe serwery, bo szybko przybywa użytkowników, a wraz z nimi plików zdjęciowych i wideo. A w sieci pojawia się coraz więcej serwisów wykorzystujących tę samą ideę co Tumblr. Po piętach depcze mu Posterous, ale są też, ograniczające się często do wąskiego wycinka rzeczywistości, Twitpic, Path, Yfrog, Foodspotting. Dailybooth z San Francisco zachęca użytkowników do uwieczniania na zdjęciach swojego życia i dzielenia się nim z innymi. Użytkownicy opublikowali ich już ponad 11 mln. Z kolei Path pozwala na umieszczenie zrobionego zdjęcia na mapie przy pomocy GPS. Instagram przerabia fotografie na styl retro i pozwala publikować je na Facebooku i Twitterze. Foodspotting umożliwia dzielenie się zdjęciami posiłków w restauracjach, które są oceniane i rekomendowane znajomym.
W Polsce też istnieje kilka miniblogów. Rafał Agnieszczak, przedsiębiorca internetowy, którzy stworzył takie serwisy jak Fotka.pl, projekt StartUp School, miał w swoim portfolio miniblog o nazwie Spinacz. Wycofał się, bo nie widział dla niego przyszłości. – Odkąd pojawił się Facebook i Twitter, straciły na znaczeniu – twierdzi. Jednak Tumblr., jego zdaniem, ma inną filozofię. – Przypadnie do gustu tym, którzy nie chcą i nie potrzebują tradycyjnego blogu. Prowadzą je profesjonaliści, a ci przerzucili się już dawno na własne strony – dodaje. – Wierzę w miniblogi – podkreśla Michał Brański, współtwórca Grupy o2 i miniblogu Pinger. – Wydają mi się sensownym wypełnieniem luki pomiędzy pełnoformatowymi blogami w rodzaju Wordpress oraz Blogspot a 140-znakowymi haiku (Twitter).
I wymienia ich zalety: prostota, zwięzłość komunikatów przypominająca sieci społecznościowe, możliwość bogatszej ekspresji. – Gdyby porównać wpis na pełnoformatowym blogu (Wordpress) do potrawy wymagającej nakładu czasu, pewnej dyscypliny i doświadczenia, miniblogi mogą uchodzić za hamburgera z frytkami przykrytymi keczupem. W przypadku społeczności hamburger wygrywa. Ten właśnie format jest mi najbliższy – podkreśla.
„Mężczyzna musi zarabiać” – powtarza w reklamach ING Marek Kondrat. Parafrazując jego słowa, serwis internetowy – też.
Przyszłe zyski Tumblr. zależą od tego, czy uda się znaleźć skuteczny model biznesowy. Specjaliści radzą, by szedł w ślady Twittera (lepszego punktu odniesienia nie ma, a oba serwisy mają tych samych udziałowców Spark Capital i Union Square Ventures).
Karp wciąż potrafi powiedzieć: – Jesteśmy przeciwni reklamom. Myślenie o nich przyprawia nas o ból brzucha. Ale zdaje sobie sprawę, że presja będzie narastać. Dlatego eksperymentuje. Wprowadził narzędzie przeszukiwania i tagowania, by łatwiej było namierzyć konkretne hasła. Inny sposób to uczynienie z Tumblr. platformy e-commerce. E-sklepy zyskałyby świetne narzędzie marketingu i reklamy, a Tumblr. dostawałby prowizję od każdej transakcji. Już ćwiczy sprzedaż zdjęć czy prac designerów. Pierwsze próby, jak zapewnia, wypadają obiecująco. Serwisu zaczynają też używać duże media: tygodnik „New Yorker”, National Public Radio.



Tumblr. daleko na razie do tempa, w jakim rośnie wartość Facebooka. Serwis Zuckerbega rok po starcie wyceniany był na 100 mln dol., dwa lata później na 550 mln dol., a w 2007 r. na 15 mld dol. Dziś akcje Facebooka warte są już 50 mld dol. I pewnie będą dalej rosły, bo zdaniem specjalistów idące w górę wyceny przypominają szaleństwo internetowej bańki sprzed 10 lat. W takim klimacie wartość Tumblr. też może nagle poszybować.
By osiągnąć sukces, internetowe serwisy muszą bowiem trafić w swój czas. Gigantyczny dziś Facebook zaczął nabierać ogromnych rozmiarów dopiero 4 lata po starcie. Zaledwie rok wcześniej liczba użytkowników wynosiła 30 mln. Jeśli czteroletnia prawidłowość ma się powtórzyć w przypadku Tumblr., przyszły rok może być dla niego przełomowy.
„Ktoś, kto jest w wieku Davida, nie ma ograniczeń. Ma odwagę robić rzeczy, o których 50-latkowie nigdy by nie pomyśleli” – mówi o Karpiu Fred Wilson, znany inwestor, którego fundusz ma udziały m.in. w Twitterze, Foursquarze i producencie gier Zynga. Sam Karp nie kryje poważnych planów: – Chcemy zbudować produkt dla setek milionów ludzi. Do końca roku zwiększyć zatrudnienie z 20 do 60 osób. Ale gdzie skończymy, nie mam pojęcia – twierdzi nowy Zuckerberg.