Wygląd i jakość wykonania S6 Edge+ po prostu mnie urzekły. Podkreślam – wygląd, nie sens. Bo po dwóch tygodniach wciąż nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, które stale mi zadawano – dlaczego jego krawędzie są zakrzywione? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Ale wygląda to fantastycznie, zwłaszcza przy oglądaniu zdjęć, które wręcz oblewają smartfon, czy przeglądaniu internetu.
Co ciekawe, gdy używałem Samsunga Note 4 Edge, jego jeden zakrzywiony bok wcale nie przypadł mi do gustu, w dodatku bardzo przeszkadzał – chwyt telefonu nie był pewny, a ja wielokrotnie niechcący włączałem jakąś aplikację. W S6 Edge + jest jednak zupełnie inaczej. Wynika to z tego, że zakrzywione są obie krawędzie, nie mamy więc dziwnej i przeszkadzającej asymetrii. Przycisk włączania telefonu umieszczony jest zaś na prawej, a nie jak to było w tamtym urządzeniu – na górnej krawędzi. Oczywiście wciąż gładząc jeden z boków przy wygaszonym ekranie spowodujemy, by pojawiła się na nim godzina, informacje o pogodzie, czy inne ważne dla nas powiadomienia, w nocy zaś wyświetla się tam zegar. Z kolei przy włączonym ekranie, przeciągając palcem po boku otworzymy skrót do 5 ulubionych aplikacji albo 5 najczęściej używanych przez nas kontaktów. I to w zasadzie jedyne praktyczne korzyści tego „udziwnienia”.
Ale mówiąc szczerze, w tym przypadku mam gdzieś praktyczność. Grunt, że krawędzie nie przeszkadzają w codziennym użytkowaniu. A w połączeniu z genialnym, 5,7 calowym ekranem super AMOLED (515 ppi) oraz eleganckimi metalowymi ramkami i szklanym tyłem, tworzą, moim zdaniem, najefektowniejszy obecnie smartfon na rynku.
Wygląd wyglądem, ale cóż nam po nim, jeśli telefon miałby źle działać? Serią Galaxy S6 Samsung postanowił zerwać z ciągnącym się za nim mitem producenta plastikowych mydelniczek, które stale się zawieszają. Czy mu się udało? Odchudzona nakładka na Androida TouchWiz nie spowalnia już tak działania. A przez 2 tygodnie używania S6 Edge+, złapałem go na przycięciu dwa razy. Raz przy odłączaniu od ładowarki, gdy usiłowałem go wybudzić skanerem palców. I drugi, gdy po prostu przeciągnięciem chciałem odsłonić pulpit. Obie sytuacje trwały może 3-4 sekundy, po czym telefon działał jak zwykle - bez żadnych kłopotów. Jak dla mnie to żaden problem, bo płynność tej słuchawki jest wręcz niesamowita, ale uczciwie muszę stwierdzić, że używałem już kilku tańszych smartfonów, które przez dwa tygodnie nie przycięły się ani razu.
Do S6 Edge+ Samsung wstawił gigantyczne 4 GB pamięci RAM. Poskąpił za to na slocie na kartę pamięci. OK. Z jednej strony brak możliwości rozszerzenia pamięci zawsze boli. Z drugiej – telefon zdecydowanie szybciej wczytuje zdjęcia, programy czy odtwarza muzykę, gdy te są zapisane w jego pamięci wbudowanej. Jeśli stać nas na wersję 64 GB, to brakiem karty nie musimy się martwić. Jednak wersję z 32 GB jesteśmy w stanie zapchać dość szybko. Zwłaszcza zdjęciami. Bo te wychodzą, tak jak w całej linii Galaxy S6 – doskonale. Nic dziwnego, bo wszędzie zastosowano ten sam aparat – 16 mpx tylny i przedni – 5 mpx. Ze stabilizacją optyczną, szybkim autofocusem, diodą doświetlającą, czy możliwością zapisywania zdjęć w formacie RAW, nad którymi można potem pracować w profesjonalnych programach graficznych. Aparatu aż chce się używać, zwłaszcza, że dostęp do niego jest bardzo szybki – wystarczy dwukrotnie wcisnąć przycisk home. Dla miłośników fotografii którzy lubią „pokombinować” z ustawieniami, wśród różnych dostępnych trybów jest też bardzo dobrze zaprojektowany i przyjazny tryb profesjonalny. W każdym razie mój ulubiony model – czyli żółw – choć nieco zapaskudzony przez jakiegoś ptaka, to jednak nigdy nie prezentował się tak dobrze. Pod względem fotograficznym Samsung zdecydowanie prześcignął konkurencję i w moim prywatnym rankingu plasuje się na pierwszym miejscu.
Jeśli ktoś lubi dla zabicia czasu pograć na telefonie – to S6 Edge+ też będzie doskonałym wyborem. 8-rdzeniowy procesor Samsung Exynos 7420 z układem graficznym Mali-T760 to prawdziwa bestia (kosmiczne 70637 pkt. w AnTuTu Benchmark). Niestraszne mu żadne tytuły, a przy tym zbytnio się nie przegrzewa i od olbrzymich temperatur osiąganych przez procesory Qualcomma Snapdragon 810 dzielą go lata świetlne. Mój ośmioletni tester, choć już trochę znudzony coraz to nowymi smartfonami które znosi do domu ojciec, do tego podszedł z dawno nie widzianym entuzjazmem, powtarzając po wielokroć ze zdumieniem: tata, nic się nie zacina, ani na sekundę . I choć mu wierzę, to tym razem postanowiłem sprawdzić jego słowa. Rzeczywiście – nie należę do miłośników gier, ale kilka rund Asphalt 8 sprawiło mi niekłamaną przyjemność.
Wczytywanie stron internetowych także jest błyskawiczne (bardzo szybkie połączenie z WiFi, obsługa LTE), ale w tej kategorii wszystkie topowe smartfony idą moim zdaniem łeb w łeb i trudno jest wskazać ten najszybszy.
Na pokładzie mamy też czytnik linii papilarnych, umieszczony w przycisku home, który działa bardzo dobrze. Wybudzić telefonu podwójnym stuknięciem jednak nie można. Dostajemy za to od producenta sporo aplikacji z których możemy, ale nie musimy korzystać. Jest apka Smart Menedżer do zarządzania baterią czy pamięcią urządzenia, Zegar - z alarmem, stoperem czy czasomierzem, ale także czasem na świecie z efektownie kręcącą się kulą ziemską, S Health dla amatorów zdrowego trybu życia, czy SideSync do przenoszenia danych z jednego urządzenia na drugie. Jest NFC, możliwość wyboru różnych motywów, jest w sumie sporo rzeczy ułatwiających używanie telefonu ale na szczęście nie powodują one wrażenia przytłoczenia czy tego, że to telefon sprawuje nad nami kontrolę. Świetny jest też odtwarzacz muzyki. Dźwięk z głośnika jest donośny, ale nieco płaski. Za to na słuchawkach – doskonały, w dodatku z rozbudowanym korektorem i możliwością indywidualnych ustawień. To kolejny, w sumie nie wiem już który plus tego telefonu.
Kolejną, bardzo ważną dla użytkowników rzeczą jest czas pracy na baterii. Napiszę tak – wstydu nie ma. Gdy już się z telefonem trochę oswoimy i nie będziemy go włączać z byle powodu, tylko normalnie używać (w moim przypadku cały czas WiFi albo LTE, synchronizacja 3 kont), to spokojnie wytrzyma nam dwa dni. To wynik bardzo dobry. Jeśli jednak będziemy częściej korzystać z gier czy multimediów, a przy takim ekranie i osiągach to pokusa niemal nie do odparcia, to cudów nie ma – telefon na noc wyląduje na ładowarce. Na – ponieważ można ładować go indukcyjnie. To bardzo wygodne i praktyczne rozwiązanie. W dodatku ładuje się bardzo szybko.
Czy więc S6 Edge + składa się z samych plusów? Na szczęście nie. W tym smartfonie kilku rzeczy nie ma. Konsekwentnie, tak jak w całej serii S6, nie ma modułu radia. Dla mnie osobiście to spory minus, można oczywiście przejść na radio internetowe, ale zakładam, że nie każdy chce w ten sposób tracić swoje megabajty. Nie ma też... atrybutu męskości, czyli pilota, którego możemy znaleźć chociażby w zwykłym S6. A przecież wiadomo – kto ma pilota, ten ma władzę. Przyznam się, że uruchomiłem go w kilku smartfonach, ale poza tym nigdy z niego nie korzystałem. Tym niemniej takie wykastrowanie wszystkomającego króla smartfonów wydaje mi się nieco dziwne. Być może zdecydowały o tym jednak względy konstrukcyjne i zakrzywione krawędzie?
I na koniec cena. Taka jak sam smartfon. Kosmiczna. Za wersję z 64 GB pamięci wewnętrznej trzeba zapłacić 4 tys. Bez złotówki. Wersja z 32 GB to wydatek około 3500 zł. Powiedzieć że sporo - to chyba za mało. Z drugiej strony rozumiem taką politykę Samsunga. Prestiż musi kosztować i nie każdy może go mieć. A S6 Edge+ to prestiż w najczystszej postaci.