T7 Shield jest wielkości wizytownika. Sam dysk obłożono specjalną osłonką, która ma zabezpieczyć dane przed uszkodzeniem, a jednocześnie zapewnić odporność IP68. Dostępny jest m.in. w wersji niebieskiej czy beżowej. Dysk nie ma wbudowanego akumulatora, czerpie więc prąd z podłączonego urządzenia. Sam T7 ma wbudowane gniazdo USB-C, a w pudełku dostajemy kable zarówno USB-C, jak i USB 3.0 - w ten sposób możemy go podłączyć zarówno do Maca, jak i do laptopów z Windows.
Na T7 wgrane jest oprogramowanie Samsunga, dzięki któremu sprawdzimy stan zdrowia SSD, czy zaszyfrujemy dane. Software działa zarówno na MacOS, jak i na Windows i nie ma żadnego problemu ani z instalacją, ani z uruchomieniem. Jeśli zaś nie potrzebujemy lub nie chcemy niczego instalować, to dysk widoczny jest dla systemu w chwili podłączenia.
Jak się sprawdza T7?
Jak się sprawdza T7 "w praniu"? Na pewno jest odporny na przypadkowe zalania i upadki. Jeśli zaś chodzi o transfer danych, to tu Samsung zastosował dość nietypowe podejście - zamiast bowiem dać najszybszy kontroler, gniazdo i pamięci mamy SSD o maksymalnym transferze 10 Gbps (konkurencja ma szybsze). Do tego sam transfer małych plików też nie stawia Samsunga w czołówce - w PCMarku osiąga 1200 punktów, gdy np SanDisk Professional ma wyniki rzędu 1800 punktów. T7 Shield nie był jednak tworzony do szybkiego zapisu niewielkich plików (czyli do czegoś, do czego się zwykle używa SSD)... a do tego by utrzymywał ciągły zapis dużych plików w tej samej prędkości.I to się Samsungowi udało. Dzięki czemu dysk idealnie sprawdza się, gdy chcemy go użyć jako "karty pamięci" do rejestrowania i obsługi plików wideo.
Podsumowując. T7 Shield nie jest najszybszym dyskiem dla "zwykłego użytkownika", konkurencja ma bowiem szybsze produkty. Jest za to odporny na upadki i zalania, a także oferuje stałą prędkość zapisu dużych plików. I z tym radzi sobie lepiej niż produkty innych firm.