Nothing Ear(a) mają rewelacyjny design. Nieduże, lekkie przezroczyste etui z baterią wygląda ślicznie i dobrze mieści się w kieszeni spodni - niestety nie da się go ładować bezprzewodowo. Słuchawki mają trzy wersje kolorystyczne - białą, czarną, oraz rewelacyjną żółtą z czarnymi "ogonkami". Ważą 4,8g, są więc w miarę lekkie.

Reklama
Nothing Ear(a) / dziennik.pl

W uszach leżą bardzo dobrze, ogonki zapewniają im stabilność (a przy tym przy odpowiednim dotyku stanowią kontrolę słuchawek). Uszy wytrzymywały mi w nich nawet kilka płyt dziennie.

Nothing Ear(a) / dziennik.pl
Reklama

Nothing Ear(a) - dużo funkcji dodatkowych

Jeśli chodzi o funkcje dodatkowe, to Nothing niczego nie poskąpiło. Dostajemy ANC, multipoint (czyli automatyczne przełączanie słuchawek między dwoma urządzeniami), wzmocnienie basów oraz analizę izolacji wkładek w uszach. Do tego szybkie parowanie z Androidem oraz wodoodporność klasy IP54 (etui ma IPX czyli jest odporne na kurz i deszcz), czyli rzeczy, które do tej pory były zarezerwowane tylko dla modeli z wysokiej półki cenowej. Pod maską kryją się 11-milimetrowe przetworniki, Bluetooth 5.3 oraz kodeki AAC, SBC i LDAC.

Nothing Ear(a) / dziennik.pl

Nothing Ear(a) - bateria i ANC

Bateria? Przy włączonym ANC grają około 5,3 godziny, przy wyłączonym systemie wytłumiania dźwięków zewnętrznych dają radę grać przez ponad 9 godzin

W Nothing Ear(a) wbudowano też adaptacyjny ANC - system ten teoretycznie sam wykrywa natężenie dźwięków zewnętrznych i ustawia moc ich wygłuszania, jednak na przedpremierowym oprogramowaniu nie zawsze działał tak, jakbym chciał i lepiej było po prostu wbić na stałe, jaki poziom ANC chcemy mieć.

Nothing Ear(a) - jakość muzyki

Jak grają? Nie ukrywajmy, nie są to Jabry Elite 10 czy Sony 1000XM5, to słuchawki budżetowe, które jak na swój poziom cenowy są okej. W porównaniu do pełnego modelu Ear, grają ciszej i mają trochę bardziej wytłumione dźwięki oraz mniejszą scenę muzyczną, ale słuchając irlandzkich ballad rebelianckich czy najnowszej płyty Marka Knopflera nie czułem się od nich odrzucany. Mają całkiem przyjemny dźwięk i w swojej półce cenowej nie przynoszą wstydu.

Nothing Ear(a) - podsumowanie

Czy warto Nothing Ear(a) kupić? Po pierwsze mają takie funkcje, jakie w tej półce cenowej rzadko dostajemy w jednym modelu. Dostajemy bowiem i sensowny ANC i multipoint i dobrą baterię. Grają też przyzwoicie, jak na swoją półkę cenową. Do tego rewelacyjnie wyglądają i dobrze trzymają się w uszach. Jak szukacie budżetowych słuchawek, to powinny się znaleźć w ścisłej czołówce listy zakupów.