Młoda firma wprowadziła na rynek swój drugi smartfon 17 lipca. To bardzo ciekawe urządzenie (recenzję przeczytacie tu), podobnie jak zeszłoroczny model, nic więc dziwnego, że jest o nim dość głośno. Jednak producentowi chyba nie o taki rozgłos chodzi.
Skąd się wziął Nothing
Nothing to pomysł na biznes Carla Pei, jednego z założycieli OnePlus. Po odejściu z firmy postanowił stworzyć nowy brand i w zeszłym roku wypuścił na rynek pierwszy model – Nothing Phone 1. Smartfon był rozsądnie wycenionym „średniakiem” z przyciągającym uwagę tyłem, w który wkomponowano LED-y pełniące rolę diody powiadomień.
W ten sposób producent odwrócił nieco uwagę od słabszych stron urządzenia, czyli przede wszystkim średniej jakości zdjęć czy pojawiających się w niektórych egzemplarzach problemów z jakością wyświetlacza. W sumie jednak można mówić o sukcesie. O Nothing zrobiło się głośno, a tegoroczny Phone 2 miał być kolejnym dużym krokiem w rozwoju. Pei postanowił m.in. wejść z nim na rynek amerykański – bardzo trudny, zdominowany przez Apple, gdzie urządzeniom z Androidem trudno się przebić a liczącą się pozycję ma jedynie Samsung, motorola i Google ze swoimi Pixelami.
Nieźle z pewnymi zastrzeżeniami
Testy zaprezentowanego w zeszłym miesiącu urządzenia są raczej pozytywne. Specyfikacja znów jest skomponowana bardzo rozsądnie, za sprawą flagowego, choć nie najnowszego procesora Snapdragon 8+ Gen 1 zdecydowanie można mówić o skoku do wyższej klasy w porównaniu z zeszłorocznym modelem. Migające LED-y zostały, zmieniła się nieco konstrukcja, która nie jest już tak kanciasta, czyli pisząc wprost, żywcem zerżnięta z iPhone.
Recenzenci i pierwsi użytkownicy zwracali uwagę na lepszą niż poprzednio jakość zdjęć. Wciąż jednak widać było pewne niedoskonałości, więc producent postanowił je poprawić wypuszczoną dość szybko aktualizacją. Tak się składa, że sam testuję w chwili obecnej Nothing Phone 2, więc byłem bardzo ciekawy, jakie będą efekty działań producenta. I po dwóch dniach używania urządzenia z nowym oprogramowaniem spokojnie mogę stwierdzić, że coś poszło nie tak.
A miało być tak pięknie…
Dla porządku przypomnijmy jak wygląda zestaw obiektywów w Nothing Phone 2. To:
- główny 50 MP, f/1.9, 24mm, 1/1.56", 1.0µm, PDAF, OIS;
- szeroki kąt 50 MP, f/2.2, 114˚, 1/2.76", 0.64µm, AF;
- selfie 32 MP, f/2.5, 1/2.74", 0.8µm.
Lista deklarowanych usprawnień wygląda następująco:
- Zwiększona wyrazistość zdjęć w trybie 50 MP
- Zoptymalizowana stabilność i kontrast podczas nagrywania filmów tylnym aparatem
- Poprawiona jakość zdjęć w warunkach słabego oświetlenia
- Poprawiono kontrast i efekt bokeh podczas fotografowania w trybie portretowym
- Zoptymalizowano wyrazistość twarzy podczas fotografowania w trybie portretowym
- Szybsza prędkość przetwarzania HDR
Przed zainstalowaniem aktualizacji z jakości zdjęć byłem „średnio zadowolony”. Tzn. zdecydowanie odstawały one od tych robionych flagowcami ale byłem skłonny nazwać je przyzwoitą średnią półką. Najwięcej zastrzeżeń miałem do kontrastu – HDR działał tak sobie, błękitne niebo zazwyczaj zbyt mocno wpadało w biel. Również kolory, przynajmniej jak dla mnie, były nieco zbyt „wyblakłe”.
Poniżej kilka przykładów i dla porównania – zdjęcia robione motorolą razr 40.
Po zainstalowaniu aktualizacji chwyciłem za telefon i zacząłem robić zdjęcia mojej modelce – czyli kotce. Efekty bardzo mnie zaskoczyły. Niestety negatywnie. Zdjęcia były ciemne i wyprane z kolorów. Balans bieli – fatalny, wszystko miało bardzo żółty odcień. Dopiero po mocnej korekcie w edytorze fotografie nadają się do czegokolwiek. Choć i tak nie są mistrzostwem świata.
Z ciekawości wziąłem do ręki testowany akurat smartfon bardzo budżetowy – to kosztujący niecałe 900 zł. Cubot X70. I znów różnica w jakości zdjęć jest niesamowita – oczywiście na korzyść X70…
Po tym wszystkim zacząłem przeglądać internet w poszukiwaniu pierwszych reakcji na aktualizację. I dość szybko je znalazłem – wszystkie w podobnym tonie. Użytkownicy narzekają na platformie X na gorszą jakość zdjęć, fatalne działanie HDR i degradację kolorów. Czyli niestety, moje obserwacje się potwierdzają.
Co teraz?
Osobom które zainstalowały aktualizację pozostaje tylko czekać na kolejną która, miejmy nadzieję, naprawi to co ta popsuła. Jeśli ktoś jeszcze nie zainstalował poprawek – lepiej niech tego nie robi. A cała historia pokazuje, dlaczego producenci smartfonów nawiązują współpracę z producentami aparatów fotograficznych. Odpowiednie „zestrojenie” optyki z oprogramowaniem to wyższa szkoła jazdy i by zrobić to dobrze, potrzeba sporej wiedzy i doświadczenia. A tego młodej firmie najwyraźniej jeszcze brakuje.