Ascent to gra, której akcja dzieje się w cyberpunkowej przyszłości na jednej z ludzkich kolonii. Nasz bohater to typowy korporacyjny wyrobnik, który musi odpracować dług wobec firmy. Przepadłby pewnie w mrokach zapomnienia, gdyby nie to, że korporacja bankrutuje, a lokalne kliki próbują coś na tym ugrać. Nasza postać staje się, całkowicie przez przypadek, jednym z głównych mięśniaków jednej z tych grup, czyli historia, jakich pełno.

Reklama
Ascent / dziennik.pl

Fabuła

Fabuła i zadania są sztampowe i przewidywalne. Wszystkie questy sprowadzają się do "idź z A do B i wystrzelaj wszystko po drodze. W B dodatkowo zabij bossa". Nie ma mowy o jakiejś drodze na skróty, skradaniu się, hakowaniu itp. Tu, jak w Diablo i klonach, liczy się tylko rzeź. Żadne dialogi, żadne nasze umiejętności na treści zadań wpływu nie mają, a fabuła jest totalnie liniowa, nie możemy nawet wybrać frakcji, po której stronie chcemy stać.

Reklama
Ascent / dziennik.pl

W grze mamy dostępne różne zadania poboczne, ale sprowadzają się one do tego samego, co główne, czyli wyciąć wszystko po drodze. Do tego okazuje się, że możemy dostać quest, na terenie, który nie jest jeszcze dostępny i zostanie odblokowany dopiero po osiągnięciu pewnego postępu głównego wątku. Gra jednak wcale nas o tym nie informuje, więc możemy niepotrzebnie biec, żeby potem musieć za jakiś czas powtarzać drogę. Mało tego, choć Ascent sugeruje, jaki poziom powinniśmy mieć, by podjąć się zadania dodatkowego, to może się okazać, że droga poprowadzi nas przez tereny zajęte przez wrogów o dużo wyższym poziomie, którzy zabijają nas jednym strzałem.

Mechanika walki i rozwój postaci

Mechanika przypomina stare gry jak Syndicate czy Crusader, strzelamy w stronę wroga, celując lewą gałką pada - polecam jednak włączyć auto aim i ustawić wsparcie na maksymalny poziom, bo pad do X mało jest precyzyjny i bez wsparcia ciężko nam będzie w cokolwiek trafić. Na szczęście amunicja nigdy się nie kończy, za to trzeba co jakiś czas przeładować broń. Im potężniejsza "zabawka", tym więcej czasu to zajmuje. Broń palna możemy rozwijać w warsztacie, zbierając specjalne komponenty. I, jak to zwykle w tego typu grach, absolutnie nie opłaca się kupować sprzętu w sklepach. Znacznie lepsze rzeczy znajdziemy na zwłokach przeciwników.

Ascent / dziennik.pl
Reklama

Możemy też używać cyberwszczepów - od roju dronów do potężnych ciosów. To kosztuje energię i trzeba czekać na odrodzenie się zdolności. Nie można więc liczyć, że te umiejętności zastąpią nam broń palną, a jedynie ją uzupełnią.

Co poziom doświadczenia dostajemy trzy punkty do wydania na rozwój postaci - możemy wybrać m.in więcej zdrowia, energii, lepszą celność broni czy szybsze przeładowywanie magazynka. Każda ze zdolności może być maksymalnie rozwinięta do 20 poziomu. A, jako że nie możemy w każdej chwili dokonać możliwości ponownego rozdziału punktów, tylko trzeba udać się do specjalnego sklepu, to warto ścieżkę rozwoju dobrze zaplanować i się jej trzymać.

Ascent / dziennik.pl

Klimat gry

Cechą, która może częściowo odkupić błędy i problemy tej gry jest klimat. Ascent jest absolutnie cyberpunkowy, bijąc na głowę Cyberpunka 2077. Od podróży metrem, prze spotykanie istot, zamieszkujących planetę, aż po podróże po różnych dzielnicach "wieży". Inaczej czujemy się w dzielnicy japońskiej, a inaczej na samym dnie, w kanałach. Do tego wszędzie mgła, para, eksplozje z rur, niedziałające komputery, roboty, które coś naprawiają... A gdy zaczyna się strzelanina, to wszyscy cywile uciekają w popłochu. Po prostu klimat może zrekompensować na wiele innych strat moralnych, powstałych przy graniu w tę grę.

Grafika i ścieżka dźwiękowa

Na jakość tekstur i dźwięku nie można narzekać. W wersji na Xbox Series X, Ascent wygląda absolutnie przepięknie, choć są miejsca, gdzie przy dużej ilości cywili oraz dodatkowych tekstur konsola się dusi i gra zaczyna skakać. Świetnie za to wyglądają modele obrażeń postaci - wrogowie trafieni z broni ciężkiej, jak minidziałko, są przez pociski wręcz rozrywani, a fragmenty ich zwłok leżą potem na całym terenie.

Ascent / dziennik.pl

Błędy i problemy

Ascent pełen jest różnych niedogodności. Nie chodzi tylko o problemy z tłumaczeniami, a bardziej poważne błędy. Gra sama decyduje o miejscu odrodzenia naszej postaci po śmierci, może się więc okazać, że nagle znajdziemy się wśród wrogów o dużo wyższym poziomie niż nasza postać. Do tego gra ma problemy z nawigacją, pokazując nam ścieżkę, która nie zawsze jest najszybsza i najlepsza. Wspomniałem też o problemach z odblokowaniem zadań pobocznych.

Są też problemy z samą mechaniką - czasem nasza postać nie potrafi trafić do wroga stojącego o piksel od niej, do tego dostajemy też przeciwników, używających potężnych ataków obszarowych w arenach, w których praktycznie nie da się takowych ataków uniknąć. Oczywiście po śmierci naszego bohatera wszyscy wrogowie się odradzają, na szczęście gra zostawia nam znajdki oraz punkty doświadczenia. Może się więc okazać, że kilkanaście nieudanych prób pokonania bossa i jego świty da nam awans o kilka poziomów.

Podsumowanie

Ascent jest grą o fantastycznym klimacie, który zepsuty jest przez wiele błędów i fatalnych rozwiązań. Z jej kupnem radziłbym się wstrzymać do czasu wydania kilku (a nawet kilkunastu łatek). Na szczęście na XSX jest dostępna w abonamencie Game Pass, jeśli więc go opłacacie, to można w jego ramach samemu sprawdzić, czy znakomita sceneria zrównoważy wami inne problemy tej gry.