Burning Shores to dodatek do Horizon: Forbidden West, którego akcja rozpoczyna się zaraz po zakończeniu głównego wątku fabularnego. Kto jeszcze więc w Forbidden West nie grał, będzie musiał najpierw grę ukończyć, by zyskać dostęp do nowych zadań. To samo tyczy się tych, którzy skorzystali z trybu "nowa gra plus" i są w środku fabuły - kolejne przejście gry też musi zostać zakończone. Z punktu widzenia fabularnego to absolutnie logiczne, fabuła Burning Shores mocno nawiązuje do zakończenia gry i gdybyśmy dostali dostęp do DLC przed ostatecznym zadaniem głównej gry, mielibyśmy mocno popsute zakończenie.

Reklama
Horizon Forbidden West: Burning Shores / dziennik.pl

Fabuła rozgrywki

Aloy musi wyruszyć w ruiny dawnego Los Angeles, które stało się teraz archipelagiem wysp wulkanicznych. Poznamy więcej kultury i historii plemienia Quen, mocno opartego na kulturze korporacyjnej "starego świata". Do tego poznamy przeciwnika, przy którym Ted Faro to harcerz, a także czeka nas walka z końcowym bossem, jakiej w serii Horizon jeszcze nie było. Więcej wam nie powiem, żeby nie psuć przyjemności z odkrywania fabuły samemu. Ale - moim zdaniem - jest równie dobra, co główne zadania z oryginalnej gry. Mamy też parę dodatkowych questów, które ładnie wplatają się w wątek fabularny. A do tego dają nam możliwości rozbudowy pewnej specjalnej broni… Nowy dodatek mocno rozwija też osobowość i charakter Aloy, którą na koniec czeka pewien bardzo trudny osobisty wybór.

Mechanika i walka

Mechanika rozgrywki nie zmieniła się. Dodano kilka nowych umiejętności i nowego wierzchowca z ciekawymi zdolnościami. Jeśli jesteśmy już po przejściu "nowej gry plus", to nowe zdolności możemy wykupić od razu, bo mamy wystarczającą ilość punktów. Czekają też na nas nowe Wszystko jednak inne zostało po staremu - podobne aktywności, podobny sposób rozgrywki. I dobrze, w końcu to dodatek, a nie rewolucja. Dostajemy też nowe bronie, ubrania i sposoby malowania twarzy. Broń i pancerz, jak też ich rozwijanie wymaga jednak nowego surowca - siarki - którą ciężko znaleźć. Jeśli więc chcemy zaopatrzeć się w nowe zabawki, trzeba nam będzie przetrząsnąć każdy zakamarek wysp - podczas linii fabularnej udało mi się znaleźc tylko tyle siarki, ile wymagane jest na zakup jednego nowego pancerza.

Horizon Forbidden West: Burning Shores / dziennik.pl
Reklama

Walka? Wszystko to samo + nowe potwory. Choć na koniec czeka nas pojedynek z bossem, jakiego jeszcze nie było. Kto widział zapowiedzi filmowe, ten wie, z czym Aloy będzie się mierzyć. I nie będzie to tak proste, jak pojedynek z Hadesem czy Zenithami. Walka ma wiele etapów, które nie należą do najprostszych, są za to niezwykle widowiskowe i pompują adrenalinę. Dla samej tej walki warto dodatek nabyć, bo - nie chcę zdradzać szczegółów - jest po prostu świetna. Na ten pojedynek czekałem dwie części gry i dwa dodatki. Warto mieć do tej walki dobry, duży telewizor i niezłe źródło dźwięku, bo wygląda wtedy to lepiej niż niejeden film akcji.

Horizon Forbidden West: Burning Shores / dziennik.pl

Grafika i dźwięk

Grafika? Twórcy podjęli decyzję o braku wersji na PS4. Patrząc po jakości wody, wysp, a przede wszystkim cudownych chmur, przez które możemy latać, to doskonała decyzja. Najwyższy czas pożegnać stare konsole i odesłać je do lamusa. Zachody słońca, podwodny świat, gejzery, wulkany… to wszystko wygląda przecudnie. Jak jeszcze mamy dobry telewizor - a sprawdzałem Burning Shores zarówno na 65" Samsungu 8K QN800A, jak i na 55" Sony OLED A80K - to zarówno kolory, jak i płynność są świetne.

Horizon Forbidden West: Burning Shores / dziennik.pl

Równie dobrze oddano dźwięk - hałasy maszyn, do tego same odgłosy dżungli i środowiska - są znakomite. Akurat testowałem flagowy soundbar Samsunga, Q990B i radził sobie doskonale, stawiając nas w samym środku wydarzeń i pozwalając dźwiękowi nas otaczać. A odgłosy samej walki finałowej dają nam poczucie uczestnictwa w filmie akcji.

Czas gry

Burning Shores to dodatek, który trwa tyle, ile niektóre całe gry - ja spędziłem w nim 7 godzin i skończyłem jedynie wątek fabularny. Zostało mi jeszcze trochę wysp do zwiedzenia i dodatkowych aktywności. A sama mapa ma wielkość około 30 proc. oryginalnej gry. Nie jest to więc krótkie i nudne rozszerzenie.

Horizon Forbidden West: Burning Shores / dziennik.pl

Podsumowanie

Podsumowując - Burning Shores mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Zarówno pod względem fabuły, grafiki, jak i ostatecznej walki. To znakomity dodatek i obowiązkowa pozycja dla każdego fana serii Horizon, a także tych, którzy lubią gry z otwartym światem. Dostaliśmy bowiem rozszerzenie, większe i dłuższe od niektórych gier. A do tego takie, które sprawia, że nie mogę się doczekać na trzecią część gry. I ze względu na fabułe i ze względu na rozwój charakteru Aloy. Dodatek wciągnął mnie tak, że jak usiadłem do niego koło 18, tak oderwałem się dopiero po pierwszej rano, gdy padł finałowy boss.