Zacznijmy od opisania świata, bo Square Enix stworzył dość ponurą historię. Otóż na kontynencie pojawiła się plaga, zjadająca żyzne tereny, wysysająca z ziemi magię i sprawiająca, że ani ludzie ani rośliny tam nie mogą przetrwać. A to zaś oznacza, że lokalne potęgi zaczynają łakomie patrzeć na żyzne ziemie sąsiadów, szykując się do najazdów. Łatwiej bowiem napaść na sąsiada niż znaleźć rozwiązanie problemu.

Reklama
Final Fantasy XVI / dziennik.pl

A to nie koniec wszystkiego, złego, co się dzieje w świecie Final Fantasy XVI. Otóż magii da się tam używać na dwa sposoby - może z niej korzystać każdy za pomocą fragmentów kryształów, są też jednak ci, którzy mają wrodzone zdolności. I wcale nie są traktowani jak bogowie. Każdy, kto rodzi się ze zdolnościami magicznymi staje się niewolnikiem. Dostaje specjalny tatuaż, którego nie da się usunąć, zrobiony jest bowiem za pomocą toksycznego atramentu. Próba usnięcia prowadzi więc do śmierci. "Magowie" do tego cierpią na specjalną klątwę - im więcej używają mocy, tym szybciej ich ciało zamienia się w kamień. A że ich własciciele nie dbają o życie swojej "własności", więc zapracowują ich na śmierć.

I tu pojawia się na scenie nasz bohater, Clive Rosfield, syn księcia, a obecnie niewolnik cesarstwa. Przez prypadek jednak staje się członkiem ruchu oporu, który stara się poprawić los niewolników. Jest tylko jeden problem… on sam staje się celem manipulacji potężnego wroga, a jego działania wcale nie sprawiają, że świat staje się lepszy.

Reklama

Fabuła gry jest fantastyczna - świat jest mroczny, ponury, kolejne zadania, jakie stoją przed naszym bohaterem wymagają moralnych dylematów (choć nie mamy wpływu, na to, co on zdecyduje)… Opowieść prowadzi nas do finału, ktory zostawia więcej pytań niż odpowiedzi i na którego temat powstało już wiele teorii. Nie chcę wam jednak zdradzić ani szczegółu. Co ważne, zadania poboczne, o ile ich cele sprowadzają się do zwykłego "przynieś, zabij, pozamiataj", to nie warto ich pomijać, bo ich fabuła znacząco poszerza wiedzę o świecie i poczynaniach naszych bohaterów. A do tego wpływa też na wygląd i los niektórych miejsc, które odwiedziliśmy w trakcie głównego wątku. Część zadań pozwala też rozszerzyć możliwości naszego bohatera, dając mu dostęp do stworzenia specjalnych przedmiotów, czy zwiększając moc miksturek. A do tego dostajemy jeszcze zadania "myśliwskie" polegające na wytropieniu i zabiciu potężnych potworów. To oczywiście nie jest wymagana do ukończenia gry, jednak bez surowców, uzyskanych po wykonaniu "polowań" nie stworzymy najpotężniejszych broni.

Final Fantasy XVI / dziennik.pl
Reklama

Jedyne, czego mogę się czepiać w przypadku fabuły i wyglądu świata jest to, że wszystko jest statyczne. Nie ma trybu dzień/noc czy zauważalnego upływu czasu. Te same postaci, w tych samych lokacjach mówią te same dialogi, przynajmniej dopóki nie popchniemy naprzód głównego zadania. Bo wtedy się to na jakiś czas zmienia. To jednak nie miasta, tętniące życiem jak w Assassin's Creed czy Watch Dogs. Szkoda, że Square Enix nie dopracowała tych drobiazgów do końca. Bo niby to mało ważna sprawa, jednak trochę psuje ogólne wrażenie.

Uproszczona mechanika gry

Porozmawiajmy teraz o rozwoju postaci, walce i mechanice gry. Umiejętności poznajemy w trakcie rozwoju fabuły… Są one oparte na żywiołach i możemy użyć maksymalnie trzech różnych żywiołów i tylko trzech umiejętności z każdego z nich. Do ich rozwoju używamy punktów umiejętności, zdobywanych za pokonywanie potworów. Mimo że do maksymalnego rozwoju wymagane jest sporo punktów, to jednak wykonując wszystkie zadania fabularne i dodatkowe aktywności udało mi się zdobyć ich tyle, że dodatkowy grind nie był wymagany. A to cieszy, w porównaniu do innych części Final Fantasy.

Sama mechanika walki jest prosta - używamy jednego przycisku do ataku wręcz, drugiego do ataku magicznego, trzeciego do specjalnej umiejętności oraz klawisza bloku. Możemy to wszystko zautomatyzować za pomocą specjalnych przedmiotów. O ile w przypadku blokowania i unikania ataków jest to bardzo wygodne, o tyle w przypadku samych ataków już nie. Nie da się bowiem ustawić warunków używania naszych mocy. To zaś oznacza, że gra z automatu użyje najpotężniejszych ataków, kiedy tylko odnowi się czas ich użycia, przeciw dowolnemu celowi. Nawet jak to jest najsłabszy potwów, którego pasek życia jest praktycznie pusty. Zdecydowanie lepiej jest nad tym mieć kontrolę samemu.

Trzeba też jasno powiedzieć, że Final Fantasy XVI ma najbardziej uproszczone menu ekwipunku i zarządzania drużyną w całej sadze. W sumie nie możemy zarządzać niczym, poza wypozażeniem Clive'a. Nad naszymi towarzyszami nie mamy kontroli, nie możemy programować ich zachowania, dbać o ich wyposażenie itp. Co ważne, jeśli Clive zostanie zabity podczas walki, to nasi towarzysze nie będą mogli go wskrzesić. To krok wstecz w porównaniu z poprzednią częścią, czy z odnowioną Final Fantasy VII.

Final Fantasy XVI / dziennik.pl

Grafika, muzyka i potwory

Jeśli zaś chodzi o potwory, to mamy do czynienia z całą menażerią, znaną z poprzednich części - pełzające budynie, latające oczy, chimery, wiwerny, dodatkowo żołnierze poszczególnych armii. Ci nie stanowią problemów. Większość nie stanowi problemu. Bossowie zaś, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, stanowią wyzwanie. Najpierw bowiem trzeba sprowadzić ich pasek morale do zera, co wprawia ich w stan "osłupienia", a dopiero potem zadaje się poważne rany. Dlatego lepiej wstrzymać się z najpoważniejszymi atakami do tego momentu. W niektórych walki wymagane są QTE, czyli wciskanie na czas kombinacji klawiszy, by uruchomić specjalne ataki. A do tego trzeba jeszcze unikać ciosów wroga.

Grafika i muzyka są na najwyższym poziomie. Fantastycznie są zrealizowane sceny CGI, jak też twarze postaci. Na PS5 i Samsungu QN700B wygląda to naprawdę dobrze. Świetne są też potwory. To naprawdę dobrze wyglądająca gra. Z kolei muzyka, to - jak przystało na grę z serii Final Fantasy - zarówno przy walkach, jak i przy zwiedzaniu świata jest po prostu rewelacyjna.

Podsumowanie

Wrażenia z gry? Dawno nie widziałem tak fajnego RPG. Final Fantasy XVI ma fantastyczną fabułę, która wysyła nas na epicką przygodę pełną wzruszeń, wściekłości i dramatów. To opowieść o poświęceniu, walce z bogami i przeznaczeniem. Ta gra stawia przed nami pytania, dotyczące posłuszeństwa, losu człowieka i tym, czy warto ryzykować wszystko dla swoich przyjaciół. a często dla nieznajomych. O ile walka ze zwykłymi postaciami nie jest wymagająca, o tyle pojedynki z bossami są fascynujące. ta gra po prostu wciąga. I nie przeszkadzają w tym takie rzeczy, jak znacznie uproszczony model walki, czy brak zarządzania drużyną. W FF XVI warto zagrać dla samej historii, bo zachodni twórcy RPG nie potrafią tworzyć gier z takim rozmachem, jak Japończycy.

*wersja recenzencka gry została udostępniona do testów przez polskiego wydawcę gry, firmę Cenega