Nari Ultimate z wierzchu wyglądają, jakby były z metalu. To jednak tylko złudzenie, bo zestaw wykonano z plastiku dobrej jakości, jedynie pomalowano go tak, by robił wrażenie metalu. I to Razerowi się udało. Muszle słuchawek są duże i komfortowo leżą na uszach. Do tego wykonano je ze specjalnej żelowej pianki, któa ma sprawić, że w lecie uszy nie będ się pocić. Z racji obecnej pory roku, tego się jednak sprawdzić nie dało. W nakładkach są też specjalne kanaliki, w które wchodzą nauszniki okularów, by muszle nie dociskały ich do głowy, powodując dyskomfort. I tak, to się sprawdziło
Na spodzie lewej słuchawki mamy przycisk włączenia zestawu, gniazdo ładowania (niestety nie USB-C), przycisk wyłączenia mikrofonu oraz pokrętło służące - przy podłączeniu do konsoli - do zmian poziomu głośności rozmów z innymi użytkownikami oraz wysuwany mikrofon. Po drugiej zaś stronie mamy pokrętło głośności.
Połączenie zestawu z PC i PS4 jest proste - podłączamy do portu USB wtyczkę bezprzewodową, włączamy słuchawki i już. Z kolei z Xbox One możemy Nari Ultimate połączyć jedynie przewodem (dołączonym do zestawu). Co ważne, wtyczkę bezprzewodową możemy schować w słuchawce.
Zasięg headsetu to około 3-4 metry. Bateria wytrzymuje około 7,5 godziny grania (jeśli wyłączymy podświetlenie i silniczki haptyczne dostajemy jeszcze 10 godzin działania ekstra), a ładowanie do pełna trwa około 3 godzin (na szczęście możemy podczas ładowania korzystać z wszystkich funkcji słuchawek). Rodzaj podświetlenia, efekty dźwiękowe czy korektor dźwięku możemy regulować tylko na PC za pomocą standardowego oprogramowania Razera - Synapse 3. Jedna zakładka poświęcona jest Chroma RGB, druga zaś ustawieniom mocy silniczków haptycznych, poziomowi basu, ulepszeniem jakości mikrofonu, a trzecia to korektor graficzny.
Jak grają Nari Ultimate? Na konsolach gorzej, niż na PC. Po pierwsze, nie możemy ustawić efektów dźwiękowych (choć system haptyczny na szczęście działa), po drugie ani PS4 ani Xbox One nie obsługują THX 360 Spatial Audio, który znacznie dokładniej, niż w przypadku zwykłego 7.1 przekazuje dźwięk kierunkowy. Słuchawki te bardzo lubią bas i o ile świetnie brzmią przy wszystkich tego typu kawałkach, o tyle przy muzyce klasycznej czy instrumentalnej, grają gorzej niż moje AKG K712. Trzeba tylko pamiętać, że to nie są słuchawki dla melomanów, podłączających je do wzmacniacza lampowego, a headset do gier, w których to eksplozje, bas i inne takie dźwięki są najważniejsze. A z nimi Nari Ultimate radzi sobie bardzo dobrze.
Słów kilka o silniczkach haptycznych. Działają one tak, jak subwoofer. Uderzają w nasze uszy wibracjami w momencie silniejszego basowego uderzenia. W grach jest to doskonałe - każda eksplozja, każdy strzał itp. od razu jest wyczuwalna. Niestety na najwyższym poziomie mocy ustawień dość niepokojąco trzeszczy silni w lewej słuchawce. Wystarczy jednak stłumić efekty do 90 proc., a problem zostaje rozwiązany. Równie dobrze haptyki sprawują się w basowej muzyce. Natomiast w filmach lepiej je wyłączyć. Tam bowiem każdy dialog okupiony jest wibracjami, któe zagłuszają słowa i ten system bardziej przeszkadza niż pomaga.
Podsumowując, Nari Ultimate albo się kocha, albo nie lubi. Jeśli ktoś nie chce przebasowionych słuchawek, które kopią w uszy, a jedynie szuka bezprzewodowego zestawu z mikrofonem, to są inne propozycje Razera czy konkurencji, które sprawdzą się doskonale. Ale jeśli chcecie czuć, a nie tylko słyszeć efekty i potraficie przywyknąć do wibracji na uszach, to Nari Ultimate będą doskonałym wyborem. Choć - jak wszystko z linii "ultimate" Razera, spustoszą one wasz portfel szybciej, niż gracz pustoszy paczkę chipsów.