Może trudno w to uwierzyć, ale wciąż wśród nas są osoby, które nie mają potrzeby korzystania ze smartfona − wystarczą im zwykłe telefony z klawiszami. Ja z podziwem patrzę na swojego kolegę który używa Nokii tak starej, że na przyciskach nie ma już śladu liter. Do pisania SMS-ów nie są mu potrzebne − jak mówi, po 20 latach wszystko ma w palcach i głowie. To przypadek ekstremalny, ale wiele starszych osób nie jest w stanie przystosować się do telefonów dotykowych i dla nich MK241 może być doskonałym wyborem. Bo dodaje do podstawowych funkcji trochę użytecznej nowoczesności − usługi Googla czy komunikatory, które w wielu sytuacjach mogą być bardzo przydatne. Wnuki docenią i pomogą.
To urządzenie może być też rozsądnym wyborem dla rodziców, którzy chcą jak najdłużej utrzymać swoje dzieci z daleka od wirtualnego świata, do którego droga wiedzie prosto przez smartfony. Oczywiście prędzej czy później polegną, ale ten telefon odwlecze ich porażkę w czasie. Można też wcisnąć go swojej pociesze na wakacyjny wyjazd − będzie miała kontakt z rodzicami, a wolny czas spędzi raczej z rówieśnikami niż wgapiając się w ekran telefonu.
Zobaczmy więc, cóż ciekawego możemy znaleźć w tym urządzeniu, kosztującym 299 zł.
Budowa, wykonanie
Czarny plastik króluje. Tylna klapka oczywiście jest zdejmowana, na szczęście dosyć łatwo, pod nią jest miejsce na akumulator (który trzeba włożyć przy uruchamianiu telefonu), kartę SIM (w formacie nano) i kartę pamięci. Tu ważna uwaga, obie montuje się dość ciężko, więc jeśli telefon jest przeznaczony dla osoby starszej bądź dziecka, lepiej karty zamontować samemu, by oszczędzić niepotrzebnych nerwów przyszłemu użytkownikowi. Obok oczka aparatu jest głośnik (bardzo donośny).
Przód to spory, kolorowy wyświetlacz (słaba jakość, ale trudno spodziewać się czegoś więcej w takim urządzeniu) i klawiatura, ładnie podświetlana w ciemnościach i zaskakująco miękka i przyjemna w dotyku, a co za tym idzie, bardzo komfortowa w używaniu (choć przypomnienie sobie jej funkcji zajęło mi trochę czasu).
Telefon ładujemy używając złącza micro-USB, na górnej krawędzi jest wejście mini-jack na słuchawki (w telefonie jest radio FM) i mocno świecąca dioda dzięki której zmienimy MK241 w niezłą latarkę.
Telefonik doskonale leży w dłoni, a jeśli nam spadnie, nie powinna stać mu się większa krzywda, co najwyżej plastik porysuje się lub pęknie albo odpadnie klapka. W ramce są też otwory do przyczepienia smyczy.
Oprogramowanie, działanie
Na chwilę trzeba zatrzymać się przy systemie, jaki zainstalowano na MK241. To KaiOS, który dodaje do telefonów z klawiaturą funkcje znane ze smartfonowych systemów operacyjnych. Jest ekran startowy z ikonkami aplikacji Googla po lewej stronie i godziną po prawej. Na dole mamy powiadomienia, kontakty, a po środku listę wszystkich aplikacji. Dostajemy się do nich naciskając odpowiednio klawisze funkcyjne bądź ten największy, środkowy, z ikonką mikrofonu (który jest swego rodzaju touchpadem wykorzystywanym do przeskakiwania pomiędzy różnymi czynnościami czy aplikacjami). Na starcie mamy zainstalowane m.in. Facebook, Twitter, WhatsApp, YouTube, mapy Googla, asystenta Googla (ale niestety nie w języku polskim), przeglądarkę, radio FM i generalnie jest to bardzo przyjemny zestaw multimedialny. Tyle, że pamiętać należy, iż mówimy o prostym telefonie z malutkim ekranem słabej jakości, więc traktujmy te wszystkie rzeczy jako dodatek, który użyjemy raczej w nadzwyczajnych okolicznościach niż na co dzień.
Mapy Googla np. nie poprowadzą nas same do celu (choć wyznaczą go bez problemu). To my musimy klikać co jakiś czas w przycisk dalej, dlatego do pieszej wędrówki takie rozwiązanie nadaje się idealnie, ale jako użyteczna nawigacja samochodowa sprawdzi się w ograniczonym zakresie.
Jest też zainstalowany KaiStore, czyli sklep z aplikacjami (m.in proste gry, pogoda, czytnik QR).
Poruszanie się po interfejsie telefonu wymaga przyzwyczajenia, zwłaszcza jeśli przechodzimy z telefonu dotykowego. Mi np. dłuższą chwilę zajęło zorientowanie się, że ruch wstecz to naciśnięcie czerwonej słuchawki (niezależnie od tego co robimy, w ten sposób skasujemy też np. literę podczas wpisywanie SMS-a). Gdy telefon jest wyłączony, włączymy go przytrzymując dłużej właśnie ten przycisk, a odblokujemy naciskając klawisz z kłódką (na samym dole z lewej strony).
Jak telefon działa? Napędza go Snapdragon 205, który ma do pomocy 512 MB RAM. Pamięci wbudowanej mamy 4 GB (ale dla użytkownika niewiele ponad 1 GB), możemy ją rozszerzyć kartą pamięci. To wystarcza, żeby telefon działał sprawnie w podstawowych funkcjach. Wszystkie funkcje ekstra, czyli głównie związane z internetem, nie są już tak komfortowe i na ich wykonanie musimy za każdym razem chwilę poczekać. Z ważniejszych rzeczy − mamy LTE, GPS, Bluetooth czy Wi-Fi 2,4 GHz.
Zaskakująco jakość dźwięku podczas rozmów jest bardzo dobra. Genialną sprawą jest możliwość zalogowania się na swoim koncie Googla a co za tym idzie, bezproblemowego zaimportowania wszystkich kontaktów. To było jedno z moich większych zmartwień, bo nie wiedziałem, czy będę mógł korzystać z nich, czy tylko z tych zapisanych na karcie SIM. Na szczęście okazało się, że martwiłem się na wyrost.
Nieco gorzej w moim wykonaniu wyglądała sprawa SMS-ów − trudno było mi przestawić się na klawisze fizyczne i odpisywanie na wiadomości sprawiało mi sporo problemów, czasem łatwiej było mi po prostu zadzwonić, niż męczyć się wpisując dłuższą odpowiedź.
MK241 wyposażono w dwa aparaty − 2 mpx z tyłu i 0,3 mpx z przodu. Ich zaletą jest ich obecność, co do jakości zdjęć i filmów jest dokładnie tak jak myślicie − słabo.
Wymienny akumulator ma 2000 mAh pojemności i starcza nam na długo − ja przez kilka dni używania tego telefonu zużyłem około 40 proc.
Czyli...
Po pierwsze Maxcom MK241 jest przeznaczony dla osób które wiedzą na co się decydują i ich nie powinien zawieść. Po drugie − można go rozważać jako telefon zastępczy do zadań specjalnych − mix tradycyjnego urządzenia ze smartfonowymi funkcjami może od czasu do czasu zdać egzamin. Po trzecie − dzieci się z niego nie ucieszą, ale jeśli dostaną go na wyjazd, to będą w stanie skontaktować się z rodzicami, od czasu do czasu zerknąć na swój ulubiony kanał na YouTube, a atrakcyjniejsze dla nich będzie to co na zewnątrz niż świat w telefonie. Taki zgniły kompromis, który powinien zdać egzamin w wakacje.