Ten rok nie kończy się dobrze dla użytkowników Lumii. Microsoft poinformował, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie wypuści w grudniu aktualizacji systemu z wersji 8.1 do długo wyczekiwanej 10-tki.
Powodów oczywiście nie zdradzono, ale nietrudno się ich domyślić. Użytkownicy dwóch zaprezentowanych niedawno Lumii - 950 i 950 XL z Windowsem 10 na pokładzie skarżą się na znikającą w oczach baterię i niestabilne działanie telefonów. A to przecież dwie rzeczy, na których Microsoft próbował budować swoją przewagę nad najpopularniejszym systemem operacyjnym - Androidem.
Czy Windows ma więc jeszcze szansę w smartfonowym świecie? Według najnowszych doniesień Digitimes research, firmy monitorującej rynki nowych technologii, po trzech kwartałach tego roku Microsoft ma 1,7 proc. udziału w globalnej sprzedaży smartfonów. Daje mu to 12 miejsce, wspólnie z chińską firmą Meizu. Nie takie chyba były i są ambicje dawnego technologicznego giganta. Pierwszy na liście Samsung (25,6 proc.) jest o lata świetlne przed Amerykanami. O dogonieniu Koreańczyków nikt z pewnością nie myśli, ale też wycofanie się z rynku urządzeń mobilnych byłoby kompletną porażką i nie wpłynęłoby dobrze na wizerunek firmy. Windows 10 miał być sposobem na wyrwanie użytkowników z rąk Androida lub Apple'a. Na chwilę obecną jest jednak zdecydowanie kulą u nogi Microsoftu.
Zostawmy jednak na chwilę najnowszą odsłonę kafelków i zastanówmy się, co sprawia, że system Microsoftu wywołuje tak skrajne emocje? Przecież osoby, które się do niego przekonały, za nic na świecie nie zmieniłyby go na żaden inny. Jakie są jego mocne strony, a jakie słabości?
Twórcom każdego z trzech systemów - Androida, Windowsa i iOS - przyświecała inna filozofia.
Apple to Steve Jobs, który wiedział najlepiej. Tak też jest z tym systemem. To użytkownik musi się dostosować do niego, a nie odwrotnie. Apple zachowuje nad nim pełną kontrolę. Możliwości indywidualnych modyfikacji jest niewiele, albo i wcale. Plusy? Nie trzeba myśleć, bo ktoś myśli za nas. Schody zaczynają się wówczas, gdy okazuje się, że ktoś myśli źle. A takie sytuacje się zdarzały. Ot choćby brak możliwości wysyłania MMS-ów w pierwszym iPhonie lub uparte trwanie przy małym ekranie, podczas gdy konkurencja zdobywała klientów coraz większymi rozmiarami wyświetlacza. Firma jednak potrafi wyciągać wnioski, a choć nie sprzedaje najwięcej smartfonów na świecie, to jednak przynosi największe zyski. A jej produkty stały się synonimem luksusu i niezawodności.
Filozofia Google'a to niemal dokładne przeciwieństwo Apple'a - pełna swoboda. Tu każdy może ze smartfonem zrobić wszystko. Korzystają z tego producenci, którzy tworzą autorskie nakładki, zmieniając czystego Androida nie do poznania. Konfiguracji sprzętowych, procesorów, układów graficznych jest bez liku. Ta swoboda jest dla Androida największym plusem, ale i minusem jednocześnie. Bo w tym całym bałaganie muszą się odnaleźć twórcy aplikacji. W przypadku iOS sprawa jest prosta - mamy ledwie kilka urządzeń z tym systemem i wiadomo dokładnie, na jakich podzespołach one pracują. W Androidzie mogą być ich dziesiątki jeśli nie setki tysięcy, w dodatku działających na różnych wersjach systemu. Stworzenie programu, który będzie pracował płynnie na wszystkich urządzeniach, jest piekielnie trudne, o ile nie niemożliwe. Dlatego by być pewnym, że smartfon nas nie zawiedzie, jesteśmy skazani na najdroższe, ale i najlepsze telefony producentów.
Jak na tym tle wypadaWindows Phone? Microsoft od początku zachowywał się na rynku smartfonów jak słoń w składzie porcelany. Widział ogromny, nowo powstający rynek, ale nie wiedział, jak się do niego dobrać. Pomóc mu w tym miała Nokia, która ewidentnie przegapiła światowe trendy i nie doceniła smartfonów. Finowie porzucili swoje systemy operacyjne i zaczęli instalować w Lumiach Windowsa, co skończyło się wykupieniem przez Microsoft działu mobilnego tej firmy i zniknięciem (przynajmniej na jakiś czas) marki z rynku.
W takim chaosie trudno więc chyba mówić o jakiejś filozofii, która przyświecała twórcom systemu. Stoją oni w rozkroku, bo z jednej strony chcą, by był zamknięty jak iOS, z drugiej jednak z wersji na wersję zwiększają możliwości indywidualnej modyfikacji telefonu na wzór i podobieństwo Androida. Najkrócej można chyba scharakteryzować Windowsa stwierdzeniem: ma działać. I do wersji 8.1 to się udawało, bo system działał stabilnie i bezproblemowo nawet na bardzo tanich smartfonach. Być może dlatego są miejsca na świecie, jak Polska, gdzie udział tego systemu w całym rynku wynosi około 15 proc. Przy średniej europejskiej (ok. 10 proc.) czy USA (ok. 5 proc.) to doskonały wynik.
Jednak mała liczba użytkowników to mała zachęta dla deweloperów do tworzenia aplikacji. Programiści zaczynają od Androida - bo tam rynek jest największy, i iOS - bo tam z kolei można najwięcej zarobić. Windows nie jest dla nich w żaden sposób atrakcyjny, i to do tego stopnia, że bardzo często wręcz z niego rezygnują. A bez nowych aplikacji nie będzie nowych klientów. W dodatku Google całkiem świadomie nie udostępnia na Windowsa swoich map, YouTube'a czy przeglądarki Chrome. Microsoftu na takie zachowanie nie stać i popularny pakiet biurowy Office znajdziemy tak na Androidzie, jaki i na iOS.
Amerykanie, widząc ten problem, stworzyli specjalny program, który umożliwia "przełożenie" aplikacji z iOS i Androida na Windowsa bez konieczności pisania ich od nowa. Na razie jednak wszystko jest w bardzo wczesnej fazie i trudno ocenić, czy w ten sposób w sklepie Windowsa zagości więcej aplikacji. Ratunkiem dla Microsoftu miał być Windows 10, umożliwiający pełną integrację z komputerem działającym na tej wersji systemu. Na razie jednak do jego desktopowej wersji użytkownicy podchodzą nieufnie, a smartfonowej wersji wciąż brak. Za jakiś czas może się więc okazać, że w dyskusjach o tym, który system jest lepszy, zostaną jedynie dwa obozy - zwolenników jabłuszka i fanów zielonego robocika. Kafelki pójdą w odstawkę.