Ludzkość przegrała walkę o Halo Zeta. Straciła swój najpotężniejszy okręt, Banished opanowali pierścień, a Master Chief został pokonany w walce przez Atrioxa. Na szczęście, Spartanin zostaje odnaleziony przez pomyłkę przez jednego z pilotów i teraz Spartanin, wyposażony w nową AI, wraca do walki, by powstrzymać Banished przed uwolnieniem "straszliwej broni". Czas więc wziąć giwerę w ręce i ruszyć do walki.

Reklama

Pierwsze wrażenia? Trzeba sobie przypomnieć fabułę poprzednich części. Od razu jesteśmy bowiem - pod względem fabularnym - rzuceni na głęboką wodę. Gra b bowiem podaje nam nowe fakty, zakładając, że historię Halo znamy na wyrywki i to obudzeni w środku nocy. A że poprzednia część do najlepszych nie należała, a i wyszła lata temu, więc mało kto w nią ostatnio grał. Naprawdę przydałby się jakiś filmik, czy komiks na start, pokazujący najważniejsze wydarzenia, do których nawiązuje Infinity. Zwłaszcza, że Halo to akurat ten typ strzelanki, który mocno opiera się na fabule. No ale pierwsi Banished za płoty i lądujemy na powierzchni pierścienia.

Halo: Infinite / dziennik.pl

Otwarty świat porażką Halo

I tu niespodzianka. Pierwszy raz w serii Halo jest "piaskownicą" - to my decydujemy, gdzie najpierw pójść, czy zająć się kampanią, czy zadaniami dodatkowymi. A tych jest sporo - niszczenie wież propagandowych, ratowanie marines, zdobywanie znajdziek, które dostępne są w trybie multiplayer, walka z wrogimi bossami czy odbijanie baz marines, zajętych przez wroga. Brzmi jakby to Ubisoft robił tę część Halo? Dokładnie tak jest. Cały system dostępu do pojazdów i lepszych wariantów broni opiera się bowiem na punktach Valor, a te zdobywamy za dodatkowe aktywności. Na szczęście wiele broni możemy zdobyć lub znaleźć we wrogich bazach. Do tego pojazdy możemy "produkować" tylko w odbitych bazach, więc jakby niektóre "cele poboczne" stają się "celami głównymi".

Co jeszcze nam dają dodatkowe misje? Przede wszystkim punkty ulepszeń dodatkowego wyposażenia pancerza - harpuna, wykrywacza celów, tarczy czy silniczków manewrowych. bez dodatkowych celów nie odblokujemy wszystkich umiejętności, a są one bardzo przydatne w walce.

Halo: Infinite / dziennik.pl
Reklama

Niestety te dodatkowe misje są bardzo powtarzalne. I wyglądają tak: Idź do Y, wystrzelaj wszystko, co się rusza. Poczekaj na przybycie posiłków wroga, je też wystrzelaj. A jako, że konstrukcja baz wroga jest identyczna, jakby ktoś je po prostu wkleił na mapę, zmienia się jedynie liczba i rodzaj wrogów, to cała sprawa staje się po jakimś czasie nudna. Elementy otwartego świata i te dodatkowe misje są - moim zdaniem - tak Halo potrzebne, jak żabie rower. Uwalnianie marines też nam nic nie daje, bo oni są nieprzydatni w walkach - giną szybko i nie można wydawać im rozkazów, by np zajęli wieżyczki, albo atakowali określony typ wroga.

Dobre misje fabularne

Zupełnie inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o misje fabularne. Te są świetne i urozmaicone. Klimat i atmosfera są fajne, sam scenariusz jest dobrze napisany. Świetnie pokazano związek Master Chiefa z Cortaną i nową AI, jego relacje ze zwykłymi ludźmi i co to znaczy ufać partnerowi i być człowiekiem. Do tego dochodzą zabawne one-linery Chiefa i sarkastyczne żarty naszej AI. Choć z drugiej strony to motyw "wróg chce uwolnić nieznane zło", jest już straszliwie wyeksploatowany i można naprawdę stworzyć coś innego i ciekawego.

Oprócz fabuły misje główne mają ciekawe walki z bossami, dobrze zaprojektowane mapy i wciągającą walkę. Strzelanina w budynkach i na małym terenie to to, gdzie Halo Infinity błyszczy. Wróg jest niegłupi, atakuje sprytnie, dysponuje siła liczebną i pojazdami, wykorzystuje umiejętności poszczególnych jednostek, a nasze tarcze kurczą się za szybko... stąd przydają się dodatkowe umiejętności i odpowiedni wybór broni. AMunicji nie brakuje - skrzynki z nabojami/plazmą są praktycznie wszędzie, a do tego możemy podnieść to, co zostało po przeciwnikach. Mnogość sprzętu do zabijania zadowoli każdego - od ogłuszających strzelb, plazmowych pistoletów po samonaprowadzającą się wyrzutnię mini rakiet czy tradycyjne strzelby. Strzelanina jest genialna. To najmocniejsze punkty całej gry i szkoda, że nie dodano jednej, czy dwóch misji głównych, kosztem kiepskiego świata otwartego.

Halo: Infinite / dziennik.pl

Świetna grafika i dźwięk

Jeśli chodzi o grafikę i dźwięk, to 343 i Microsoft podjęły słuszną decyzję, przesuwając premierę, by poprawić te elementy. Halo Infinity wygląda naprawdę pięknie. Świat Pierścienia jest fantastyczny - świetne tekstury wrogów i lokacji. Znakomicie narysowane twarze postaci, dobre wybuchy, efekty strzelaniny itp. Żadnych zastrzeżeń. Jeszcze lepszy jest dźwięk - tylko nie róbcie sobie krzywdy, korzystając z soundbaru czy głośników telewizyjnych. Halo Infinite musi być słuchane na dobrym headsecie. Na Kaira Pro, które wykorzystują WIndows Sonic dźwięk był znakomity - zarówno muzyka, jak i odgłosy świata czy walki. Gdy zginiemy, słychać złośliwe komentarze wrogów typu "To tylko człowiek", w czasie walki wrogowie też potrafią rozśmieszyć, jak choćby jeden z gruntów mówiących "bycie odważnym przez cały czas to bardzo wyczerpujące".

Halo: Infinite / dziennik.pl

Podsumowanie

Podsumowując - Halo: Infinite to gra dobra, z niezłą fabułą o przepięknej grafice i świetnym dźwięku. Tylko niepotrzebnie 343 wrzuciło, jakby "na siłę", otwarty świat. Jest on całkowicie niepotrzebny, rozwleka fabułę, niczego do rozgrywki nie wnosi i niepotrzebnie spowalnia grę - można to było zrobić dużo, dużo lepiej. Do tego ta część wymaga dużej znajomości całego uniwersum Halo, bo odwołuje się nie tylko do strzelanek, ale także do strategii czy wszystkich innych dodatkowych materiałów, przez co ludzie, nie znający historii uniwersum będą się czuli zagubieni.

Halo: Infinite / dziennik.pl