"Skull and Bones" to piracka gra Ubisoftu która powstawała wiele lat, a jej data premiery była wielokrotnie przesuwana. Gdy w końcu ujrzała światło dzienne, wielu graczy kręciło nosami, bowiem mało w niej było "pirackości" - m.in. starcia między graczami zostały ograniczone do kilku wydarzeń.

Reklama
Skull and Bones / dziennik.pl

"Skull and Bones" - teren gry

Sama gra zabiera nas na teren, który do tej pory nie istniał w komputerowej rozrywce - na wschodnie wybrzeża Afryki i na Pacyfik. Wcielamy się w kapitana pirackiego okrętu, którego celem jest po prostu zdobyć jak największy łup. Kampania fabularna ograniczona jest do minimum - nasza postać niczego nie mówi, a misje, które opowiadają nam o losach regionu są mało skomplikowane i jakoś nie zostają w pamięci. W zasadzie służą tylko jednemu - by jak najszybciej osiągnąć maksymalny poziom "niesławy" i uzyskać dostęp do aktywności w końcowej fazie gry.

"Skull and Bones" - endgame

Co możemy robić, gdy już mamy wszystko? Przede wszystkim czeka nas zdobywanie regionalnych fabryczek, w których powstaje specjalna waluta, zwana "pieces of eight". Dzięki niej możemy zakupić lepszy sprzęt oraz wiele kosmetycznych przedmiotów. Manufaktoria możemy zdobyć albo w walce z innymi graczami podczas specjalnych wydarzeń, albo podczas ataków na konwój, sterowany przez komputer. Jak już je zdobędziemy, nikt ich nam już nie odbierze. Potem zostaje tylko podnosić ich poziom, co powoduje, że produkują więcej waluty, a jednocześnie wymagają większych opłat za produkcję. Początkowo musimy je na nowo aktywować co kilka godzin, potem mamy na to dzień lub dwa.

Skull and Bones / dziennik.pl
Reklama

Samo zbieranie "pieces of eight" nie jest automatyczne - musimy podpłynąć do osady, zebrać walutę i w nogi, bo mogą nas ścigać komputerowi piraci. Czasem też dostajemy opcję specjalnego zakładu - musimy dotrzeć do odległej osady, a w zamian za to dostaniemy podwójną ilość waluty, którą mamy w ładowni. Jest tylko jeden problem, stajemy się wtedy zwierzyną dla innych graczy. Jak nas zatopią, to tracimy ładunek - możemy go potem odbić z rąk napastników, więc walka trwa do ostatnich metrów rejsu.

Do tego, im więcej waluty zdobędziemy, tym bardziej awansujemy w rankingu piratów, a to z kolei daje nam dostęp do trzeciej waluty, suwerenów. Za nią kupimy najpotężniejsze pancerze i specjalne uzbrojenie. Bez tej waluty nigdy nie osiągniemy maksymalnego poziomu okrętu i będziemy łatwym celem dla innych.

"Skull and Bones" - wreszcie działa PVP

Teraz - na szczęście - pozwolono też na więcej pojedynków między innymi graczami. Jeśli mamy włączoną "flagę PVP" to wtedy jesteśmy w stanie atakować innych, tak samo oznaczonych graczy, albo też stać się celem ataku. A to wreszcie jest to, czego oczekiwano. Nie ma to jak wieźć całą ładownię, wypełnioną specjalnymi materiałami i "pieces of eight", z włączoną flagą PVP i po drodze walczyć z innymi, próbując utrzymać swój ładunek.

Skull and Bones / dziennik.pl

"Skull and Bones" - mechanika rozgrywki

Mechanika rozgrywki wcale nie jest taka prosta - wydawać by się mogło, że trzeba podejść burtą do wroga, otworzyć ogień i zatopić przeciwnika. Każdy rodzaj broni ma jednak swoje modyfikatory i działa inaczej. Możemy używać podstawowych armat, które mają większy zasięg i są bardziej celne, albo wybrać "demicannons", które mają krótki zasięg, za to szybko się przeładowują i działają jak gigantyczna "śrutówka". Są też bombardy, olbrzymie harpuny i inne takie wynalazki. Warto sprawdzić, jakiego typu zniszczenia powodują, by całość naszego uzbrojenia kumulowało podobne efekty wobec wrogiej jednostki - możemy bowiem na pewien czas zniszczyć wrogowi żagle, albo wystrzelać załogę.

Jednostki wyposażamy też w "meble", czyli cztery przedmioty które np, zwiększają siłę ognia, dodają odporności załogi itp.

Do tego mamy kilka typów okrętów, od ciężko opancerzonych, które są w stanie wytrzymać mocny ostrzał przeciwnika, przez okręty naprawcze aż do jednostek typu "szklane działo", które zadają potworne obrażenia, za to nie są w stanie same dużo wytrzymać.

"Skull and Bones" - życie na morzu

Jak wygląda samo pływanie? Przede wszystkim okręty wyglądają ślicznie. Każda jednostka zachowuje się inaczej. Okręty typu "snow" są wolniejsze, trudniej skręcają, ale kule praktycznie się od nich odbijają. Z kolei szybkie brygantyny są zwrotne i dysponują dużą prędkością, no ale parę salw i toną. Do tego dochodzi kwestia ustawienia się do wiatru, zapewnienia odpowiedniej wytrzymałości załogi, bo bez tego nie będziemy w stanie blokować uszkodzeń oraz dobrania odpowiedniej prędkości, bo im wolniej płyniemy tym łatwiej nam skręcać. No ale wtedy stajemy się celem idealnym.

Skull and Bones / dziennik.pl

"Skull and Bones" - jakość grafiki i dźwięku

Grafika oparta jest na silniku Anvil przez co całe "Skull and Bones" wygląda naprawdę dobrze. Modele okrętów są rewelacyjne, choć czasem płyną pod takim kątem, że zaprzeczają wszystkim prawom fizyki. Na oceanie trafiamy na sztormy z wielkimi falami, które mogą nas zatopić, a stan morza wpływa na celowanie. Widzimy też jak nasza załoga biegnie do dział i stara się ostrzelać wroga. Brakuje tylko marynarzy, wspinających się na wanty.

Okręty możemy też wyposażać w prawdziwą masę przedmiotów kosmetycznych, od strojów dla załogi, poprzez malowanie kadłuba, wzory żagli, koła sterowe itp.

Równie dobrze oddano teren - świetnie wyglądają okolice Afryki, ze swoimi ruinami po dawnych cywilizacjach, zniszczonymi fortami, zatoczkami i wodospadami.

Dźwięk też jest fajny. Nasza załoga ostrzega nas przed nadciągającym wrogiem, albo wskazuje nowe cele. Po drodze śpiewane są szanty, które przerywa huk dział. Gdy skręcamy na pełnej prędkości, słychać trzaski want i kadłuba.

"Skull and Bones" - wymagania techniczne

Wymagania techniczne? Na RTX 4080 z i7 13700K, 32GB RAM DDR5 6400 MHz i w rozdzielczości 3440x1440, przy włączonym DLSS i grafiką na maksymalnym poziomie jakości mam około 120-130 FPS.

"Skull and Bones" - podsumowanie

Podsumowując - "Skull and Bones" wreszcie jest na kursie. Ubisoft wiele rzeczy poprawił w ostatniej łatce, wprowadził pojedynki między graczami i inne, niezbędne ulepszenia, sprawiające, że grą można się cieszyć. Tak, jest jeszcze trochę miejsca na poprawki i rozumiem ludzi, którzy nie dostali w tej grze tego, czego oczekiwano - choćby abordażu, w którym sterujemy własnym piratem, podróży po lądzie, czy lądowych ataków na forty. Tego pewnie nie doczekamy. Ale ta gra ma w sobie to coś, co każe mi żeglować w stronę zachodzącego słońca, szukając nowych ofiar moich dział.