Stellar Blade to typowa rzeźnia przy użyciu miecza i pistoletu. Nie ma problemu, gdzie pójść i co zrobić, bo gra jest liniowa do bólu, więc "przed nami tylko wróg". Nasza bohaterka, która jest ostatnią nadzieją ludzi, trafia na planetę, której w ogóle nie zna. Ku swemu zdziwieniu okazuje się, że na Ziemi żyją nie tylko potwory, ale jest też ostatnie miasto wolnych ludzi, czyli Syjon… Potem okazuje się, że nie wszystko jest tak, jak wygląda. Bo historia naszej planety jest inna, niż ją uczono, a do tego resztki ludzkości też mają swoje sekrety. Stąd też, co jakiś czas, Eve zostaje postawiona przed pewną decyzją, od jej wyborów zależy to, jakie zakończenie dostaniemy. Jeśli więc chcemy obejrzeć wszystkie, trzeba będzie zagrać kilka razy.
Sam świat tez oddany ciekawie, wśród szczątków ludzi odnajdujemy ich ostatnie wiadomości, w których albo przeklinają swój los i brak pomocy, albo wierzą, że AI, kontrolujące ziemską kolonię, przyśle kogoś, kto ich uratuje. Z kolei w ostatnim mieście ludzkości pełno jest plakatów i wiadomości, podważających oficjalny przekaz przywódcy Syjonu.
Kontrowersyjna bohaterka
Nasza bohaterka to postać, która jeszcze przed premierą budziła kontrowersje. No cóż, wygląda jak pani z japońskich gorących fantazji. Ma odpowiednie krągłości z przodu i z tyłu, które są podkreślane przez odpowiedni ubiór i fryzurę oraz inne modowe akcesoria. Możemy ją bowiem przebierać, jak chcemy, bo zewnętrzna powłoka nie wpływa na umiejętności bojowe Eve. Do tego przerywniki są tka zrobione, by zademonstrować nam jak najwięcej walorów bohaterki i to nie każdemu się podoba. No, ale wolę twórcy gry trzeba uszanować.
Potwory i spółka
Jeśli zaś chodzi o wygląd potworów, to każdy, kto grał w jakiekolwiek japońskie gry akcji, wie czego się spodziewać. Są one odjechane w kosmos. Mamy roboty, przypominające chodzące krokodyle, które zamiast długiej paszczy mają działka, albo konie połączone z głową rekina-młota, ewentualnie inne takie zmutowane cosie. Twórcy po prostu spuścili swoją fantazję ze smyczy… i dobrze. Dzięki bowiem temu menażeria jest ciekawa, co trochę spotykamy jakiegoś nowego potworka i gra się nie nudzi z racji tego, że za mało mamy wariantów wrogów. Oczywiście pokonani przeciwnicy zostawiają znajdźki, w postaci elementów potrzebnych do ulepszania broni, kredytów i amunicji.
Mechanika rozgrywki i walka
Sama mechanika rozgrywki przypomina trochę serię Dark Souls. Co jakiś czas mamy obozy, w których możemy ulepszać naszą postać i jej zdolności, odzyskać zdrowie i podstawowe mikstury życia (co odradza potwory) oraz zakupić różne towary. Jeśli zginiemy, to odradzamy się w ostatnim obozie, a potwory powracają do życia, na szczęście nie tracimy ani ekwipunku ani punktów doświadczenia.
Walka teoretycznie jest prosta - mamy dwa rodzaje ataków, blok i unik. Z połączeń tych wszystkich umiejętności tworzymy różnorakie kombosy, zadające wrogowi więcej zniszczeń niż pojedyncze ciosy. Na szczęście nie są one skomplikowane, więc nawet typowa "młócka" w przyciski coś nam uruchomi. Uniki czy blok także są łatwe do ogarnięcia, bo gra pokazuje, który przycisk wcisnąć w którym momencie, by uniknąć potężnych ataków.
Jako, że bohaterka nie ma serca, bo na polecenie Sfery-Matki, kontrolującej ostatnią ziemską kolonię, większość ludzi pozbyła się podstawowych organów wewnętrznych, zastępując je cybernetycznymi rdzeniami, to te rdzenie Eve moze spokojnie rozbudowywać i zamieniać, zależnie od okazji i potrzeby. Można więc np. sprawić, by zabójstwo wroga oddawało nam trochę zdrowia, albo zwiększyć szybkość ataku itp.
Grafika i muzyka
Grafika jest w porządku - najlepiej oddano oczywiście naszą postać, bo twarze innych bohaterów niezależnych wyglądają trochę gorzej. Świat też nie wygląda na najpiękniejszy, nie jest to Horizon Forbidden West ani God of War: Ragnarok, ale nie jest to też Rise of Ronin. To po prostu gra o średniej jakości grafiki. Muzyka za to, jak przystało na japońską grę akcji, jest bardzo dobra. Z jednej strony w obozach, podczas odpoczynku, słyszymy uspokajające kawałki, które mocno przyspieszają, gdy walczymy z bossami.
Stellar Blade - podsumowanie
Podsumowując - Stellar Blade nie jest żadną rewolucją, to po prostu dobry, mocny średniak, nic nie wnoszący do gatunku, starający się miejscami zadać trochę pytań o to, czym jest przeznaczenie i wolna wola (ale to nie jest jednak poziom choćby Final Fantasy XVI), polegający głównie na tym, że wygląd bohaterki wywoła kontrowersje, które przyciągną graczy. Mimo wszystko, dobrze się przy tym bawiłem, zwłaszcza, że jako praktycznie jedna z nielicznych gier w stylu Dark Souls ma tryb "easy". Nie oczekujcie jednak gry wybitnej, w którą koniecznie trzeba zagrać już teraz i jak możecie poczekać do jakichś promocji za kilka miesięcy, to poczekajcie.