Akcja "Vessel of Hatred" dzieje się tuż po wydarzeniach z głównej gry. Mimo zabicia Lilith i śmierci Inariusa sytuacja na świecie wcale się nie poprawiła. Ba, jest nawet gorzej. Nyrelle ucieka z Kamieniem Duszy Mephisto, rycerze Inariusa stają się jeszcze większymi fanatykami, a nasi bohaterowie stają się ich głównymi wrogami. Czas więc wziąć pada czy mysz w dłoń, ekran monitora wyposażyć w wycieraczkę do usuwania krwi potworów i wrócić do Sanktuarium, żeby zaprowadzić porządek.
"Diablo IV: Vessel of Hatred" - nowy region
Dostajemy nowy, choć znany region, to Kurast i okolice, które zwiedzaliśmy w Diablo II. Nie trzeba tam żadnych specjalnych metod podróży, po prostu powiększono mapę i dodano nowe miejsca do zwiedzania. A tam, po staremu, pełno potworów, skarbów, kapliczek Akarat do zwiedzenia, fortece wroga i nowe lochy. Same ruiny stylizowane są na architekturę tubylców z Południowej Ameryki. Wygląda to fajnie, zwłaszcza nowe fortece, które dodatkowo mają specjalne mechaniki i są naprawdę świetnie zrobione (zwłaszcza Necropolis - to, jak tam walczymy z wrogami to mistrzostwo, pokazujące klasę ludzi z Blizzard).
"Diablo IV: Vessel of Hatred" - nowa klasa
Dostajemy też nową, ciekawą klasę - Spiritborn, czyli pewien rodzaj szamana. Do wyboru mamy kilka ścieżek rozwoju, opartych na duchach zwierząt, od stonogi po jaguara i goryla. Każda ścieżka charakteryzuje się inną mechaniką. Mi najbardziej przypadł do gustu jaguar, polegający na walce w minimalnym dystansie, zadając błyskawiczne ciosy. Okazuje się też, że dużo lepiej i wygodniej gra się padem niż myszą, bo gryzoń jest za wolny do tego typu walki. Stonoga z kolei oferuje ataki zatruwające przeciwnika, a ścieżka orła daje nam potężne, choć wolne ataki obszarowe. Każdy więc może dopasować nową klasę do swojego stylu.
Spiritborn posługuje się długą bronią drzewcową - glewie, pałki itp. Na szczęście dropy broni z potworów są na tyle częste i dopasowane do naszej klasy, że z wyposażeniem problemów nie ma. Nawet na zwykłym poziomie trudności zdobycie sprzętu najwyższej jakości nie stanowi żadnego problemu. Każdą broń da się zmodyfikować aspektami, zdobywanymi w lochach, czy z innych broni. Dodajemy też do sprzętu klejnoty, runy i inne takie wynalazki. Choć z tym warto poczekać, aż dostaniemy potężniejsze zabawki z końcowej fazy gry, bo wcześniej spokojnie da się wszystkich wrogów ogarnąć bez zabaw z powiększaniem mocy broni.
Do tego powracają najemnicy, znani choćby z Diablo II czy III. O ile nie wyposażamy ich w sprzęt, o tyle budujemy sobie z nimi poziom zaufania. Za każdy zdobyty czekają nas coraz potężniejsze nagrody
"Diablo IV: Vessel of Hatred"- nowy sezon
Wraz z premierą dodatku dostaliśmy nowy sezon, który potrwa do 25 stycznia. Co w nim jest? Jak zwykle pełno przedmiotów kosmetycznych jako nagrody. A do tego także nowa mechanika, czyli "realmwalking". Na czym ona polega? Co pewien musimy wymordować w nowym regionie odpowiednią ilość potworów, by pojawił się potężny stwór. Potem trzeba go zgładzić, by otworzyć portal do miejsca, wypełnionego kolejnymi potworami i skarbami. W trakcie walki dostajemy też punkty więzi z "Resztkami Zakarum". W ramach osiąganych kolejnych poziomów zaufania rycerze dają nam w prezencie coraz potężniejszy ekwipunek. Warto więc zajmować się nowymi potworami.
Oczywiście działają tez mechaniki z poprzednich sezonów, jak choćby "piekielny przypływ", gdy walczymy z hordami demonów, zdobywając specjalne punkty, umożliwiające nam otwarcie skrzyń z wyposażeniem.
"Diablo IV: Vessel of Hatred" - poważne problemy techniczne
I to jest miejsce, w którym kończy się moje dobre zdanie o dodatku. Tak, Diablo IV wygląda przepięknie, tak, muzyka i odgłosy dźwiękowe są super, ale na wszystkie demony piekła, jak można było wydać tak niedopracowany dodatek, pełen błędów i problemów, które kiedyś tak bardzo trapiły gry Blizzarda w czasie premiery.
W miastach dostajemy potworne skoki klatek i to takie, że potrafi to zadusić miejscami (w rozdzielczości 3440x1440 i maksymalnym poziomie grafiki) moją RTX 4080 i i7 13700K. Wciąż nie działa "generator klatek" w DLSS NVIDII.
Mamy też do czynienia z "rubberbandingiem". To takie zjawisko, które sprawia, że nasza biegnąca postać, nagle wraca do poprzedniej pozycji, jakby była na niewidzialnej gumce. Jest to efekt problemów komunikacji naszej wersji gry z serwerami, bo Diablo IV jest oczywiście (i niestety) grą online.
Mniejsze błędy, jak częste wyrzucanie z gry do Windows to już tylko, jak mówił Tomasz Hajto, "truskawka na torcie". Bo nie ma nic bardziej irytującego, niż przejście prawie całego dungeonu, dojście do komnaty bossa, tylko po to, by zobaczyć komunikat o zakończeniu gry i jakimś błędzie. Nie pomagają też kolejne łatki, na szybko przygotowywane przez Blizzard. O ile naprawią jedną rzecz, o tyle pojawiają się następne kłopoty.
A wszystko to występuje losowo. Są takie dni, kiedy nie mam żadnego problemu, a są też takie, że wszystkie te kłopoty techniczne występują ciągle. Fora i portale społecznościowe pełne są wpisów wściekłych i rozżalonych graczy, którzy od ponad 10 dni wciąż nie mogą liczyć na stabilną grę.
"Diablo IV: Vessel of Hatred" - podsumowanie
Podsumowując - "Diablo IV: Vessel of Hatred" ma potencjał. Nowa klasa jest fantastyczna i gra mi się nią najlepiej z wszystkich, które dostaliśmy do tej pory. Nowy region i nowe mechaniki są też super i pokazują, że Blizzard wciąż ma potencjał.
Niestety problemy techniczne, zarówno z wydajnością, połączeniem i stabilnością gry sprawiają, że nie mogę niestety wam na razie tego dodatku polecić. Trzeba poczekać jeszcze kilka (albo niestety i kilkanaście dni) na rozwiązanie wszelkich kłopotów. Inaczej ta gra będzie was frustrować ciągłymi kłopotami.