Design Skullcandy bardzo przypomina Airpodsy Apple. Tu też – w przeciwieństwie do produktów JBL, Sony czy Jabry, mamy sterczące w dół pałąki. Słuchawki dostępne są w kilku kolorach – od niebieskiego przez miętowy po czarny.

Skullcandy Indy zapewniają około 4 godzin baterii, a ładujemy je w specjalnym etui, z wbudowanym powerbankiem. Nad jego jakością wykonania można by trochę popracować. Przede wszystkim zrobiono je z bardzo śliskiego plastiku o przeciętnej jakości. Do tego czasem nie udaje się go dobrze domknąć i słuchawki mogą się z niego wysunąć. Etui ma też port MicroUSB zamiast USB-C. Coraz więcej telefonów używa bowiem nowego standardu ładowania i trzeba ze sobą nosić dodatkowy kabel. Nie ma za to żadnego problemu z parowaniem ich ze smartfonem, telefon od razu rozpoznaje urządzenie

Reklama

Jeśli chodzi o wygodę, to nosi się je przyjemnie. Nie są zbyt ciężkie, dobrze leżą w uszach, da się też je dobrze dopasować dzięki wkładkom żelowym i odpowiednim końcówkom. Nie przeszkadzają w uszach nawet po kilku godzinach korzystania z nich. Kontrola dźwięku czy rozmów też jest prosta - dzięki odpowiedniemu dotykowi lewej czy prawej słuchawki możemy odbierać czy odrzucać rozmowy, zwiększać głośność, wstrzymywać odtwarzanie piosenki. Brakuje natomiast podstawowej funkcji, znanej z droższych modeli tego typu urządzeń - wyjęcie jednej ze słuchawek z ucha nie powoduje automatycznego wstrzymania odtwarzanej muzyki. To duży minus, bo trzeba najpierw wstrzymać piosenkę i dopiero potem można wyciągać Indy z uszu. Do słuchawek nie jest dołączana żadna aplikacja, nie można więc pobawić się korektorem graficznym, wybrać profilu dźwięku itp.

Jakość grania? Jak na urządzenie kosztujące 1/3 Sennheiser True Wireless czy Jabry 65T, to jestem pozytywnie zaskoczony. Nie jest to sprzęt audiofilski, ale nie mam nic do zarzucenia tym słuchawkom. Fani basu będą zadowoleni, choć tony wysokie mogłoby być lepiej słyszalne. Problemem za to może być izolacja dźwięku zewnętrznego. Idąc po zatłoczonej ulicy, trzeba Indy rozkręcać na pełną głośność, by muzyka przebijała się przez ruch samochodów czy komunikacji miejskiej. Nie ma w nich jednak wbudowanego żadnego systemu ANC. Jeśli więc komuś zależy najbardziej na idealnej izolacji dźwięków zewnętrznych, to powinien rozejrzeć się za innymi słuchawkami. Nadają się za to do siłowni (są odporne na wilgoć) czy do biegania po lesie.

Podsumowując - Skullcandy Indy to jedne z najtańszych całkowicie bezprzewodowych słuchawek na polskim rynku. Mocno przypominają Airpodsy, grają całkiem dobrze, jak na swoją cenę. Trzeba jednak pamiętać o tym, że firma poszła w wielu przypadkach na skróty i pewnych funkcji w Indy nie znajdziemy. Nie są to też słuchawki dla tych, któzy często podróżują -