Front włoski nie jest znany z filmów czy gier (poza jedną misją w Mafii 2). Często żołnierzy tam walczących traktowano jako "gorszy sort", a bohaterowie byli tylko w Normandii. Powstała na ten temat nawet bardzo gorzka piosenka "D-Day dodgers" ("unikacze" D-Day), w której słyszymy, że Falerno, Anzio czy Cassino, to były spacerki i przejażdżki autobusem, a ci, którzy leżą w grobach we Włoszech, to po prostu ludzie, którzy wybrali wieczny pobyt w "słonecznej Italii". Teraz za ten fragment historii drugiej wojny wzięli się specjaliści od RTSów z THQ Nord.
Pierwsza niespodzianka. Company of Heroes 3 to nie tylko RTS. To także mapa strategiczna, na której toczy się rozgrywka turowa - gra wygląda więc jak wszystko z serii Total War, gdy najpierw wykonujemy ruchy strategiczne, żeby potem walczyć w czasie rzeczywistym.
Jak to się sprawdza? Mamy do naszej dyspozycji mapę Włoch, na niej miasta, niemieckie wojska, umocnienia itp. Co turę, w zależności od liczby zajętych miejscowości, dostajemy surowce, które możemy wydawać na zatrudnianie nowych oddziałów. Do tego dzięki flocie i lotnictwu (z wyzwolonych lotnisk) możemy atakować niemieckie umocnienia czy oddziały.
Nasze armie (mamy do wyboru kilka rodzajów - od brytyjskiej armii pancernej, przez artylerię hinduską, amerykańskich spadochroniarzy aż do amerykańskich sił pancernych). Każda armia ma dostępne inne jednostki startowe (np siły pancerne nie mają możliwości szkolenia obsługi możdzierza) - co można zmienić, dzięki punktom doświadczenia, zdobywanym za walkę. Możemy też dokupić specjalne zdolności, jak wezwanie podczas misji nalotów, bombardowań artyleryjskich czy dodatkowych czołgów (dwa czołgi typu Churchill naprawdę mogą odmienić losy przegrywanego starcia).
Każda armia ma odpowiedni zasób punktu ruchu i może atakować raz na turę. Jako, że do zdobycia niektórych miast potrzeba dwóch czy trzech ataków, a wiele misji ma kryteria czasowe, trzeba więc dobrze zaplanować natarcie, żeby się nie pogubić. Część starć możemy rozstrzygnąć automatycznie, część zaś to misja fabularna albo typowa potyczka z A.I, które musimy rozegrać sami.
Do tego nasi dowódcy oraz włoscy partyzanci zlecają nam różne zadania, za wypełnianie których rośnie ich lojalność. To daje nam rozmiate bonusy, a także sprawi, że w ostatniej misji dostaniemy potężne wsparcie sił sojuszniczych… jeśli oczywiście utrzymamy lojalność generałów na odpowiednim poziomie.
Wojna taktyczna
Jak wygląda tryb starcia w czasie rzeczywistym? Zacznijmy od potyczek. Tu mamy zadanie proste - na mapach musimy albo zdobyć wystarczającą ilość terenu, utrzymać kluczowe pozycje, albo wybić jednostki wroga. W przeciwieństwie do misji fabularnych, w potyczkach komputer jest agresywny, często atakuje i stara się "myśleć". Jeśli damy się zepchnąć do defensywy, to już po nas. Trzeba zajmować punkty zwycięstwa i surowców i albo poczekać na wypełnienie warunków misji, albo przeprowadzić atak na kwaterę wroga, jej zniszczenie - niezależnie od celów misji - daje nam automatyczne zwycięstwo.
Jeśli zaś chodzi o misje fabularne, to są one zgodne z rzeczywistością historyczną. Nie zapomniano nawet o Polakach pod Monte Cassino. O ile wojska Andersa są tylko pod kontrolą komputera, to pełnią niezwykle ważną rolę podczas szturmu na klasztor. Zmierzymy się też z działem kolejowym w Anzio czy przełamiemy Linię Gustawa w finalnej misji.
Dostajemy też pustynną kampanię Afrika Korps, w której wcielamy się w rolę Niemców, a w sferze fabularnej poznajemy, jak działania Rommla wpływały na lokalną ludność.
Walka w czasie rzeczywistym
Jak wygląda sama walka? Jak we wszystkich częściach Company of Heroes. Tu nie ma gigantycznych starć armii pancernych. Tu mamy walkę kilku plutonów piechoty, wspartych czołgiem o kolejne domy czy punkty surowców. Limity jednostek nie są zbyt duże, w związku z czym już wyszkolenie dwóch czołgów znacząco ogranicza nasze opcje. Do tego, wymaga to dużo paliwa i amunicji, które płyną wolno z zajętych punktów, łatwiej jest więc atakować samą piechotą.
A tu do dyspozycji mamy saperów z miotaczami ognia, zwykłe drużyny strzleckie, oddziały z karabinami maszynowymi czy moździerze. Moim ulubionym połączeniem jest ostrzał wroga z ckm, który przygniata go do ziemi i nie pozwala uciec, a następnie ostrzał moździerzowy. Nasi żołnierze reagują na to, co dzieje się na polu bitwy, chowają się za umocnieniami, potrafią wykorzystywać schronienia w budynkach, mogą przejmować broń po przeciwniku… Do tego zwykli piechociarze z karabinami nie są w stanie zagrozić pojazdom pancernym, a pociski shermanów odbijają się od pancerza czołowego tygrysa II. Trzeba myśleć, używać odpowieniej broni i wypracować pozycję do ataku, ściągając pojazdy przeciwnika pod lufy artylerii.
Grafika i dźwięk
Sama grafika jest fantastyczna. Ulepszony silnik naprawdę daje radę. Wybuchy, ruiny, niszczone budynki od ognia artyleryjskiego wyglądają fantastycznie. Także ruch pojazdów jest realistyczny. Czołg nie potrafi płynnie skrecać, na wąskich uliczkach włoskich miast pojazdy pancerne się gubią… Równie dobrze oddano dźwięk. Nasi żołnierze (co można wyłączyć) przeklinają, krzyczą do wroga, reagują na nasze rozkazy. Jakbyśmy oglądali dobry film wojenny.
Wymagania sprzętowe? Na Razer Blade 15 z i 13700 i 3070 Ti gra się nie zacinała i osiągała około 90 FPS nawet podczas dużych i intensywnych starć. Optymalizacja jest więc naprawdę dobra.
Podsumowanie
Podsumowując - Company of Heroes 3 to najlepszy taktyczny RTS na rynku. Doskonała grafika, tzw. "miodność", świetne AI, doskonale odwzorowana historia i genialnie oddane pole bitwy to jej duże plusy. Do tego mamy dwie długie kampanie fabularne. Za minusy można policzyć dość małą ilość map do potyczek przez co toczymy je często na tych samych terenach. Dla fanów strategii to pozycja obowiązkowa. I jest to też mocny kandydat do tytułu gry roku.
Wersję do recenzji dostałem od polskiego wydawcy gry - firmy Cenega.