Będę szczery. Testowanie inteligentnych zegarków czy opasek nie jest dla mnie rzeczą najłatwiejszą. Poznawanie przeróżnych planów treningowych, rodzajów ćwiczeń, możliwość interakcji z komunikatorami, sterowania muzyką, łączenia z siecią WiFi, parowania go ze słuchawkami bluetooth czy smartfonem, prowadzenia przez nie rozmów i Bóg wie jeszcze czego dość poważnie wykracza poza moją codzienną, elektroniczną rutynę. Część funkcji okazuje się przydatna, z wielu nigdy nie skorzystam, ale przegrzebać muszę się przez wszystkie. Do tego dochodzi moje sceptyczne podejście do tego typu urządzeń, które jednak kruszeje z zegarka na zegarek. A Huawei Watch GT skutecznie w tym pomógł.

Reklama
dziennik.pl

Przez pierwsze kilka dni, mając świeżo w pamięci Samsunga Galaxy Watch, o którym pisałem tu, Huaweia traktowałem jak produkt ułomny. Dogranie jakiejś tarczy? Nie ma takiej możliwości. Doinstalowanie jakiejś aplikacji? Nie ma takiej możliwości. Odpisanie na SMS-a? Nie ma takiej możliwości. Odebranie połączenia? Nie ma takiej możliwości. Wgranie muzyki? Tak, brawo za domyślność – nie ma takiej możliwości. To co jest? – zapytacie. A więc uwaga – po kolejnych tygodniach z tym zegarkiem na ręku, spokojnie, i zaskakująco nawet dla mnie samego, mogę napisać, że jest większość rzeczy potrzebnych mi do szczęścia. Wszystko bowiem zależy od oczekiwań klienta. Już wyjaśniam.

Po pierwsze: Huawei Watch GT jest po prostu bardzo ładnym zegarkiem. Skomponowanym z wielkim smakiem, zbudowanym ze świetnych materiałów (ceramiczna osłona, stal nierdzewna, diamentowa powłoka) i z pięknym wyświetlaczem AMOLED. Grubość – nieco ponad centymetr (10,6 mm), waga – 47 g. Możemy kupić wersję z paskiem skórzanym (brązowy), bądź silikonowym (czarny), co ważne pasek silikonowy nie uczula (zdarzało mi się mieć reakcję alergiczną, tu przez ponad miesiąc nic takiego się nie wydarzyło). Urządzenie jest wodoodporne do 5 atmosfer, możemy się z nim kąpać czy chodzić na basen. Po interfejsie poruszamy się albo przesuwając po tarczy palcem, albo wspomagając się dwoma przyciskami na prawym boku.

dziennik.pl

Po drugie: Huawei Watch GT paruje się z telefonem absolutnie bezproblemowo. A wbrew pozorom, nie jest to wcale takie oczywiste. To miła odmiana, zwłaszcza po walkach z inteligentnymi opaskami, które potrafiły mi dać w kość. Zegarka używałem z Huaweiem Mate 20 Pro i Xiaomi Mi 8 Pro. Na telefonie musimy mieć aplikacje Huawei Health, która jest centrum zarządzania.

Po trzecie: Zegarek działa na systemie Huaweia LiteOS i jest to system zamknięty, bez możliwości dogrania jakiegoś programu, nowej tarczy czy czegokolwiek. Musimy zadowolić się tym, co przygotował nam producent – 12 tarcz, pod górnym przyciskiem: ćwiczenia, ich rejestr, status, tętno, aktywność, sen, barometr, kompas, pogoda, wiadomości (czyli powiadomienia), stoper, minutnik, alarm, latarka, znajdź telefon i ustawienia.

dziennik.pl
dziennik.pl

Przyciskiem dolnym przechodzimy od razu do ćwiczeń – do wyboru mamy: treningi biegowe, bieganie w terenie, na bieżni, marsz, wspinaczka, bieg przełajowy, kolarstwo, rower stacjonarny, pływanie na basenie, w wodach otwartych i inne. I to by było w zasadzie na tyle. Ciutkę więcej niż w inteligentnych opaskach, sporo mniej niż w rozbudowanych smartwatchach. Ale wszystko działa tak, jak działać powinno.

dziennik.pl
dziennik.pl

Świetnie na przykład sprawdza się monitorowanie snu. Zegarek precyzyjnie określa jego fazy, potrafi wyczuć, gdy przebudzimy się na chwilę (a w aplikacji podpowie potem, by np. na noc wyłączać sprzęt elektroniczny lub używać trybu nie przeszkadzać). Mi zaimponował, gdy pokazał, że obudziłem się w fazie REM, a w podpowiedziach znalazłem informację mówiącą o tym, że przebudzenie w tym stanie powoduje, że doskonale pamiętamy, co nam się śniło. Sprawdziło się w 100 proc.

Także informacje zbierane podczas ćwiczeń jak najbardziej mi wystarczały, możemy je odczytać w aplikacji telefonu zapisane w postaci dokładnych wykresów, możemy się nimi pochwalić na Facebooku, ale niestety nie możemy ich przesłać np. do Runastic Road Bike Pro, której używam do monitorowania jazdy na rowerze.

dziennik.pl
dziennik.pl

Po czwarte: Powiadomienia z wybranych przez nas aplikacji pojawiają się na zegarku natychmiast i nigdy nie miałem z nimi żadnego problemu. Niestety, nie przeczytamy całego maila czy informacji, a jedynie kilka pierwszych linijek, nie mamy też możliwości odpowiedzenia na nie z poziomu urządzenia. Musimy sięgnąć po telefon. Jeśli ktoś do nas dzwoni, z zegarka dowiemy się kto to i ewentualnie odrzucimy połączenie. Nie mamy możliwości jego odebrania i przeprowadzenia rozmowy, w zegarku nie ma głośnika ani mikrofonu. Nie wgramy też do niego np. muzyki, nie zapłacimy, bo nie ma NFC, nie ma też modułu WiFi, więc np. do aktualizacji musimy wykorzystywać telefon.

Po piąte: Mamy za to GPS, żyroskop, czujnik tętna, barometr i akcelerometr, czyli dokładny pomiar dystansu, kroków, trasy, spalanych kalorii. I tu zegarek spisuje się bez zarzutu.

Po szóste: Niestety nie ma możliwości, by zegarek miał cały czas włączony wyświetlacz. Ekran wybudza się tylko gdy poruszymy nadgarstkiem, możemy też włączyć go na maksymalnie 5 minut, potem znów zgaśnie, gdy nie wyczuje żadnej aktywności. Nie ma też Always on Display i wyświetlania na stałe chociaż podstawowych informacji. To, plus brak wielu funkcji powoduje, że bateria nie jest specjalnie nadwyrężana. W konsekwencji zegarek jest prawdziwym maratończykiem. By zobaczyć informację o słabej baterii musiałem czekać około 12 dni, w międzyczasie stale mierząc puls, jeżdżąc na rolkach (udało mi się jeszcze 31 grudnia, przed pierwszymi śniegami) i dwa razy pocąc się na siłowni. Z jednej strony to mistrzostwo świata, z drugiej, okupione wielkimi stratami.

dziennik.pl
Reklama

I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli do odpowiedzi, dla kogo jest to urządzenie…

Zdecydowanie jest to smartwatch dla mnie, czyli użytkownika który nie potrzebuje wielu rozbudowanych funkcji. To co jest w Huaweiu Watch GT, w zupełności mi wystarcza. Wolę też jego niż inteligentne opaski, bo bardziej odpowiada mi wygląd zegarka, choć funkcjonalności są dość zbliżone. Polubiłem go za bezproblemowość i intuicyjność obsługi. Problem, jaki z nim mam, to cena. Inteligentne opaski można kupić za 100, 200 zł. Smartwatch Samsunga, który ostatnio testowałem kosztuje 1400 zł. Za Huaweia musimy zapłacić 999 zł, a funkcjonalnością bliżej mu do tych pierwszych niż do tego drugiego. Nie zamierzam jednak tego krytykować, bo jeśli mamy świadomość tego co kupujemy i będziemy w pełni zdawali sobie sprawę z jego plusów i minusów, to z zakupu będziemy jak najbardziej zadowoleni.

dziennik.pl