Nothing Ear (Stick) na każdy kroku podkreślają swoją "inność". Futerał nie jest smutny, szary i zwykły, a mamy do czynienia z obracanym, przezroczystym cylindrem, przez który widać słuchawki. By je wyjąć, trzeba obrócić środek cylindra pokrętłem. Coś jednak za coś - nie ma ładowania bezprzewodowego, a jedynie po kablu USB-C.
Słuchawki wyglądają ładnie i kontynuują przezroczysty design sprzętu Nothing. Przypominają trochę Airpodsy - też nie są dokanałowe, tylko douszne, a sterowanie jest na "ogonkach". Wyglądają na dobrze wykonane, z niezłej jakości plastiku, a po ponad tygodniu słuchania nie było z nimi żadnego problemu. Jeśli chodzi o wygodę noszenia, to Nothing obiecuje, że to ich najwygodniejsze słuchawki i będą świetnie leżeć w uszach oraz da się je nosić przez kilka godzin. Jednak nie do końca. Przez to, że leżą tylko w uszach, a nie mieszczą się w kanałach usznych, nie da się ich dopasować różnymi gumeczkami, jak to w dokanałowych. Albo więc pasują, albo nie. Do moich uszu nie pasowały. I po godzinie musiałem je wyjmować, żeby uszy odpoczęły. Daleko im b bardzo do komfortu Jabry, Apple czy Buds Samsunga. To po prostu nie to.
A to, że nie są to słuchawki dokanałowe oznacza też jedno - nie ma systemu ANC. O ile na cichej ulicy w lesie, czy w mieszkaniu daje się wytrzymać, o tyle przejazd pociągiem, albo próba odcięcia się od sąsiedzkiego remontu jest skazana na porażkę. To nie są słuchawki podróżne, ani do pracy tam, gdzie czeka nas pewien hałas. Brakuje również opcji przepuszczania dźwięku, która pozwala słyszeć hałasy otoczenia, gdy np. coś kupujemy, albo rozmawiamy z kimś spotkanym na ulicy. Nie ma też multipointa, więc od sparowaniu słuchawek z dwoma urządzeniami na raz i automatycznym przełączaniu między nimi można zapomnieć.
Aplikacja i kontrola
Do Stick dostajemy specjalna aplikację. Pozwala ona nie tylko na ustawienie korektora, ale daje nam także opcję zamiany funkcji dotykowych i sterowania słuchawkami. Jeśli więc oryginalny schemat kontroli nam się nie podoba, to żaden problem, żeby to sobie dopasować. To akurat jest świetnie rozwiązane i wielu innych producentów słuchawek mogłoby takie opcje konfiguracji w swoich aplikacjach zapewnić.
Sama kontrola słuchawek polega na "ściskaniu ogonka", co pozwala zatrzymać muzykę, czy odebrać połączenie, a przy dłuższym przytrzymaniu nóżki ściszamy lub pogłaśniamy. Kontrola jest prosta, wygodna i łatwo ją opanować. A po wyjęciu jednej słuchawki z ucha muzyka zostaje wstrzymana.
Wrażenia z odsłuchu i podsumowanie
Wszystko dobrze, ale jak to gra? Z jednej strony jestem pozytywnie zaskoczony, bo scena dźwiękowa jest szeroka, bardzo ładnie działa stereo, słuchać z której strony gra jaki instrument. To naprawdę fajne... drugiej jednak strony dźwięki są za szorstkie i za ostre. Gitara w piosenkach Cohena drażni uszy, to samo w przypadku płyty Ohne Strom Totem Hosen, czy w przypadku irlandzkich ballad folkowych. Trzeba mocno popracować nad korektorem, żeby tak nie drażniła. Dźwięk płynący nie tylko z topowych pchełek, jak AirPods Pro, LinkBuds S, Jabry Elite 7 jest lepszy, ale nawet dźwięk z słuchawek w cenie Sticków, czyli Jabry Active 5, Soundcore Liberty 2 Pro itp brzmi dużo przyjaźniej.
Podsumowując - Nothing Stick to nie są słuchawki bardzo złe. Są ładne, jak komuś pasują do uszu, to będą wygodne, mają niezłą scenę muzyczną. Nie podobało mi się jednak za ostre i za drażniące granie. Do tego słuchawki mają fatalnie dobraną cenę. Za 559 złotych, lub po dołożeniu jeszcze kilkudziesięciu PLN, mamy wiele wygodnych modeli słuchawek z ANC, lepiej brzmiące, tylko może trochę brzydsze. Gdyby kosztowały do 400 PLN można by je było polecić. W obecnej cenie, konkurencja daje więcej za tyle samo. Jeśli natomiast szukacie słuchawek tylko ze względu na ich design, nie przeszkadzają wam szorstkie tony, a ANC was nie obchodzi, to wtedy możecie dać Stickom szansę.