DualSense Edge nie różni się wyglądem za bardzo od zwykłego kontrolera. Dostępny jest jednak tylko niestety w kolorze białym - szkoda, że Sony nie pomyślało o wymiennych, kolorowych nakładkach, by dopasować do różnych wersji kolorystycznych okładek naszej konsoli. Pad do kompletu dostaje dobrze rozplanowane etui, w którym umieszczone są dwa komplety grzybków (wyższe i niższe), dodatkowe przyciski lub dźwignie, mocowane na spodzie kontrolera oraz specjalny moduł na kabel, który blokuje możliwość nagłego wyciągnięcia przewodu z pada. Co ciekawe, kontroler możemy przez etui ładować - wystarczy odchylić klapkę.

Reklama

Sam pad leży w dłoni wygodnie, jak zwykły DualSense. Dodatkowe przyciski rozmieszczone są sensownie - te dwa na spodzie bardzo łatwo wciskać. Do tego mamy też możliwość szybkiej wymiany całego modułu drążka - wystarczy zdjąć osłonkę, pociągnąć za dźwignię i wyjąć joystick. To znacznie ułatwia naprawę. Niestety urządzenie nie pasuje do zewnętrznych, nieoryginalnych ładowarek - sprawdziłem kilka i z żadną nie chciał współpracować. Dopiero na oryginalnej ładowarce padów Sony nie było z nim żadnego problemu. Jeśli więc chcecie pozbyć się kabla USB z konsoli, trzeba będzie do pada dołożyć ponad 140 PLN na oryginalne "korytko".

Możliwości konfiguracyjne

Największe zmiany czekają nas jednak nie w budowie pada, a w oprogramowaniu. Tu Sony naprawdę zaskoczyło. Kontroler bowiem można zaprogramować pod gry. Mamy do wyboru możliwość szybkiego przełączenia między czterema profilami (a możemy mieć ich więcej) za pomocą nowych przycisków funkcyjnych na dolnej części kontrolera. Co potrafią owe profile? Po pierwsze możemy zmienić funkcję klawiszy w grach - jeśli chcemy, by w jakiejś grze strzelać kółeczkiem, a krzyżykiem skakać, to bez problemu możemy to zamienić. Do tego dodatkowym dźwigienkom na spodniej części kontrolera możemy przyporządkować dodatkowe funkcje - podpiąłem tam np w Finał Fantasy XIV przełączanie między członkami drużyny, co znakomicie usprawnia leczenie grupy.

Reklama

Niestety nie możemy nagrywać makr, polegających na kombinacji kilku wciśniętych przycisków, żeby np. jednym przyciskiem aktywować Fatality w Mortal Kombat. Z jednej strony to zrozumiałe, bo dałoby to w takich grach jak Street Fighter niezdrową przewagę, ale z drugiej strony brakuje mi takiej opcji. Da się też regulować czułość drążków, moc wibracji i "martwą strefę", po prnkeroczneiu której dopiero drążki zaczynają reagować. Ba, można im nawet wpisać analogowy tryb pracy.

Reklama

Wrażenia z gry

A jak te wszystkie funkcje się sprawują? Czy nie jest to tzw. "wężowy olej"? Początkowo podchodziłem do tego pada sceptycznie. Okazuje się jednak, że wszystkie te dodatkowe funkcje ułatwiły mi życie nawet, jeśli nie gram w sieciowe strzelanki, poza World of Warships. Mam osobne profile dla różnych gier, łatwiej mi się leczy w Final Fantasy XIV, poprawiła mi się też kontrola nad samochodem w Gran Turismo 7. Nawet udało mi się ukończyć na pierwszym miejscu wyścigi, z którymi do tej pory miałem problemy - wystarczyło trochę poeksperymentować z czułością drążków. Lepiej mi się też celowało w World of Warships i udało się zaliczyć kilka trafień w cytadelę. Także wreszcie się dało strzelać porządnie ze snajperki w Far Gry 6. Wynalazki Sony działają i różnice widać.

Niestety wszystkie te cudeńka okupione są niższym czasem pracy na baterii. Po 4,5 godzinach grania w Final Fantasy VII Remake, kontroler kazał się nakarmić. To dużo szybciej, niż w przypadku tradycyjnych padów.

Podsumowanie

Podsumowując. Edge jest fajnym padem. Ma świetne dodatkowe funkcje fizyczne i programowe, leży w dłoni tak samo dobrze i naprawdę pomaga. Jest to jednak okupione krótszym czasem pracy na baterii. Do tego, jak przystało na kontroler "pro", cena niestety też jest "pro". Pad kosztuje tyle, ile wszystkie inne kontrolery dla zawodowych graczy, czy to na Xbox czy na PS5 - 1200 PLN. To pół konsoli albo dobry SSD o pojemności 2TB. Czy jest on wart swojej ceny? Jeśli jesteście zwykłymi graczami, którzy nie będą wykorzystywać jego dodatkowych funkcji programowych, to nie, bo korzysta się z niego wtedy jak ze zwykłego DualSense. To jest w zasadzie pd dla tego przysłowiowego 1 procenta użytkowników, którym naprawdę pomoże w "zawodowym" graniu.