Zacznijmy od dobrych rzeczy - Piqo Dash Cam brytyjskiej firmy Nextbase jest ładna, nieduża i nie blokuje szyby. Łatwo się ją montuje i paruje z telefonem. Niestety, ze względu na brak wyświetlacza, konieczne jest ściągnięcie aplikacji i połączenie z nią kamerki, by dało się odpowiednio ją ustawić, by nagrywała to, co powinna.
Piqo Dash Cam - potwornie wolne WiFi
I tu w zasadzie lista dobrych rzeczy się kończy... Po pierwsze WiFi kamerki jest tak wolne, że zgrywanie 3-minutowego filmiku trwa dłużej niż samo nagranie, nie ma też opcji automatycznego zgrywania filmów na nasz telefon. Sterowanie głosowe jest, ale tylko po angielsku...
Piqo Dash Cam - fatalna jakość nagrań
To wszystko dałoby się jednak wybaczyć, gdyby Piqo Dash Cam oferowała sensowną jakość nagrania. A tak niestety nie jest. Firma Nextbase nie użyła bowiem najlepszej matrycy do kamer, czyli sensora Sony Starvis 2, ba nie użyto nawet Starvis 1... to jest matryca nieznanego producenta, która jest po prostu kiepska.
W dzień nagrania są średniej jakości, nagrania są pełne szumu. Do tego o tablicach rejestracyjnych wymijanych, wyprzedzanych i omijanych pojazdów możemy zapomnieć. W nocy jest jeszcze gorzej. Szum na nagraniu jest wyraźny, szczegółów praktycznie nie widać, a tablic rejestracyjnych nagranych pojazdów po prostu nie da się odczytać. Piqo Dash Cam po prostu nie jest w stanie nawiązać równorzędnej walki z kamerami z Sony Starvis.
Piqo Dash Cam - zbyt wygórowana cena
Równie fatalna jest cena. Model 2K kosztuje 600 PLN. To więcej niż produkty Navitel, 70mai, Miio, Viofo czy innych uznanych producentów z dobrymi sensorami, które oferują dużo wyższą jakość nagrań niż Piqo, a można je dostać nawet o 100 PLN taniej od testowanego urządzenia.
Piqo Dash Cam - podsumowanie
Podsumowując - niech was nie zwiedzie ładny design urządzenia. Ono po prostu nadaje się tylko do nagrań w dzień i to przy dobrej pogodzie. Za mniejsze pieniądze dostaniecie sprzęt konkurencji, który jest dużo lepszy. Od urządzenia Piqo Dash Cam firmy Nextbase trzymajcie się z daleka.