Akcja "Straży Zasłony" toczy się po wydarzeniach z poprzedniej części - Inkwizycji. Nasza ekipa próbuje powstrzymać bowiem Solasa przed rytuałem, którego "efektem ubocznym" będzie zniszczenie "zasłony", oddzielającej nasz świat od sfery, zamieszkałej przez demony. To się prawie udaje… Prawie, bo "dzięki" naszej interwencji z pradawnego więzienia wychodzi rodzeństwo elfich bogów, którzy chcą zapanować nad światem. A na to im pozwolić oczywiście nie można. Nasz bohater, czy bohaterka, albo osoba niebinarna (bo taką też można sobie stworzyć), musi więc zebrać ekipę i ruszyć przeciw złu.

Reklama
Dragon Age: Veilguard / dziennik.pl

"Dragon Age: Veilguard" - drużyna

W skład drużyny wejdą m.in. jeden z najlepszych zabójców do wynajęcia, magiczna detektyw, łowczyni artefaktów, Szary Strażnik czy też moja ulubiona postać, profesor nekromancji (który ma chyba najlepiej rozpisany romans w historii gier Bioware, bo co może być bardziej romantycznego niż randka na cmentarzu czy prawienie sobie słodkich słówek przy wskrzeszaniu zmarłych). Jest też Taash, Qunari, która budzi najwięcej kontrowersji. Dlaczego? Bo podczas rozwoju jej historii uświadamia sobie owa postać, że jest niebinarna. Dla graczy o prawicowych poglądach to cios w samo serce, który sprawia, że "Veilguard" stał się ideologicznym złem, z którym trzeba walczyć. Wątek jest jednak dobrze poprowadzony, nie jest obowiązkowy i twórcy przemycili w nim problemy, z jakimi zmagają się podobne osoby w rzeczywistym świecie. Zresztą we wszystkich grach Bioware, od starego "Jade Empire" występują wątki mało zgodne z konserwatywną wizją świata - tym, że w "Mass Effect" można było uprawiać seks z kosmitką oburzała się nawet swego czasu telewizja "Fox News".

Dragon Age: Veilguard / dziennik.pl
Reklama

Jeśli chodzi o edytor postaci, to tak - tu część krytyków ma rację, automatycznie wygenerowane, pierwsze zaproponowane nam postaci nie należą do najpiękniejszych. Co jednak nie stoi na przeszkodzie stworzenia sobie własnego awatara, tylko że na to trzeba poświęcić odpowiedni czas. A możemy praktycznie pozmieniać wszystkie parametry wszystkich części ciała. Potem wybieramy też rodowód naszej postaci - w przeciwieństwie do pierwszej części gry, nie gramy jednak wprowadzenia, zależnego od naszej rasy, klasy czy pochodzenia, ale ma ono wpływ na dodatkowe dialogi i związki.

Dragon Age: Veilguard / dziennik.pl

"Dragon Age: Veilguard" - opisanie świata

W przeciwieństwie do poprzednich części, "Veilguard" nie jest światem otwartym, a lokacje nie są tak duże jak choćby Głębokie Ścieżki w pierwszej części, czy pustynna kraina w Inkwizycji. Z jednej strony znika więc poczucie eksploracji, z drugiej strony wolę dopracowane, mniejsze lokacje, niż pusty, otwarty świat, w którym musimy zbierać fragmenty luster (prawda, Inkwizycjo?). Zwłaszcza, że miejsca, do których zmierzamy są przepięknie stworzone. Bo grafika, choć nie fotorealistyczna, a bardziej rysowana, jest prześliczna. Nie jest ważne, czy zwiedzamy ulice stolicy Tevinter, czy włóczymy się po lasach Arlathanu czy katakumbach Wielkiej Nekropolii, to jakość grafiki, przynajmniej w ustawieniach "ultra" na mocnym PC jest naprawdę bardzo dobra.

Co z fabułą? Jest dość sztampowa, bo ileż można słyszeć o "trzeba pokonać zło, które wydostało się na świat". Na szczęście jest całkiem sprawnie napisana, choć struktura niektórych misji bardzo przypomina Mass Effect 2 - zwłaszcza dwie ostatnie misje. Te zadania są żywcem skopiowane z najlepszej gry w historii Bioware. Dużym plusem jest to, że - dodatkowe misje to już nie "zbierz 10 skór wilka", ale są rozszerzeniem fabuły i pomagają lepiej poznać świat, a także mają wpływ na główny wątek. Jeśli np. nie odkryjecie przeszłości Solasa ominą was rzeczy, które zaprzeczają oficjalnej historii świata, głoszonej przez lokalny kościół i nie poznacie prawdy o jego intencjach i o tym, co nim kieruje. Z jednej strony to dobrze, że zadania dodatkowe mają swoje znaczenie, z drugiej strony łatwo wtedy przeoczyć ważne informacje, które wpływają na zakończenie gry.

Przejście całej gry, z wszystkimi zadaniami pobocznymi, na łatwiejszych poziomach trudności, zajęło mi 44 godziny. Nie jest to więc gigant jak AC: Valhalla, ale nie jest to też za krótka, kilkugodzinna produkcja. A do tego, dzięki różnym klasom i historiom postaci i możliwości wyborów w grze, to nie jest jednorazowa przygoda.

Dragon Age: Veilguard / dziennik.pl

Jeśli chodzi o zadania naszych kompanionów, to są ciekawe, odkrywają też tragiczne historie frakcji i ras. A do tego ich zakończenie jest niezbędne by uzyskać jak najlepszy wpływ na końcowy efekt gry. Brakuje za to takich konfliktów w drużynie jak np. między Legionem a Tali czy między Jackiem a Mirandą. Tu wszyscy są pogodzeni, co do głównego celu i nie ma zbyt dużych napięć między nimi. Choć potrafią też wbić sobie szpilę podczas rozmów (polecam zabranie ze sobą Taash i Emmericha). Tu głównym problemem będzie rozwiązanie wątpliwości, trapiących naszych bohaterów.

"Dragon Age: Veilguard" - rozczarowujące zagadki

Strasznie rozczarowują za to zagadki, a raczej "pseudozagadki", bo ich poziom jest przerażajaco niski. Pociągnij za dźwignię, która ukryta jest za skrzynią, albo ustaw posągi do wzoru na ścianie komnaty wcześniej, to najbardziej popularne i "najtrudniejsze" wyzwania w tej grze. Niestety w przeszłość odeszły trudne i wymagające myślenia zagadki, dające nam dostęp do specjalnych wrogów czy elitarnego sprzętu. Bardzo to przykre, bo nie ma w tym żadnej przyjemności z rozwikłania czegoś trudnego, jak konkurs audiotele. A satysfakcja z zagadek to jeden z kluczowych elementów dobrego RPG.

"Dragon Age: Veilguard" - walka i rozwój postaci

Jak wygląda walka i rozwój postaci? Tu Bioware dużo zapożyczyło z ostatnich odsłon "Final Fantasy". Po wejściu na kolejny poziom dostajemy punkt, który wydajemy na drzewko umiejętności. Dodatkowo mamy cztery "klasy prestiżowe". W trybie easy nie musimy jednak się zastanawiać. Tu i tak ciężko jest zginąć, a wroga możemy zabijać bez użycia umiejętności specjalnych. Im trudniejsza jednak gra tym bardziej trzeba się przyłożyć do rozwoju naszej postaci. Podobne drzewka rozwoju mają nasi towarzysze, choć tu punkty rozwoju dostają w miarę wypełniania z nami zadań i w miarę wybierania odpowiednich opcji dialogowych.

Sama walka jest również mocno ściągnięta z ostatnich dwóch części Final Fantasy. Nie mamy tu już do czynienia z "taktyczną pauzą" a z walką w trybie rzeczywistym. Tak, możemy wydawać rozkazy naszym towarzyszom, by użyli odpowiedniej zdolności na odpowiednim wrogu. Jednak "Veilguard" został zbyt mocno przystosowany do konsol i ich ograniczonego sterowania padem, co oznacza, że zarówno my, jak i nasza drużyna możemy korzystać jedynie z czterech zdolności, trzeba więc się zastanowić przed walką, które będą nam najbardziej potrzebne. A tak, to mamy brutalną sieczkę potworów, jakbyśmy grali trochę w "Devil May Cry".

Co mi się nie podoba? To, że wróg ma tzw. "punkt ogłuszenia" - jeśli wypełnimy specjalny pasek naszymi uderzeniami, to wróg, jak w Final Fantasy XV i XVI, staje osłupiały w miejscu, a my możemy zadać potężny cios kończący. Szkoda tylko, że moja postać miała ciągle jedną animację tego ciosu. PRzydałoby się więcej efektownych "finisherów".

"Dragon Age: Veilguard" - kiepski system ekwipunku

Najmniej podoba mi się za to system ekwipunku. Rzeczy, jak to bywa w tego typu grach, zbieramy w skrzyniach. Możemy zwiększać ich parametry, lecz zależy to od rozwoju specjalnego warsztatu w naszej bazie. A jego moc z kolei zależy od liczby specjalnych przedmiotów, które znajdujemy podczas naszych wędrówek. Do zwiększenia ich jakości np z szarego do zielonego, musimy znaleźć ten sam przedmiot jeszcze raz i tak dalej… aż stanie się on jakości epickiej. Jeżeli jeszcze do tego dodać to, że sklepy mają mało towaru, a wyposażenie naszych towarzyszy jest bardzo rzadkie, to jednak nie jest to taki system rozwoju wyposażenia, o jakim człowiek marzy w RPG.

Za to dużym plusem jest system "garderoby" - otóż na wyposażenie naszych postaci możemy nałożyć wizerunek innego sprzętu. To akurat wygląda fajnie i jest jednym z tych elementów, o które najbardziej prosi się twórców w RPG. Bo co z tego, że przedmiot, który znaleźliśmy, może jest i dobry, ale potwornie brzydki. Niestety Bioware nie do końca dopracowało ten system, bo brakuje możliwości posortowania pancerzy od ich rodzaju, więc nie da się zaznaczyć, że np. chcemy widzieć tylko zbroje płytowe.

"Dragon Age: Veilguard" - wymagania techniczne

Jeśli chodzi o jakość dźwięku i grafiki oraz wymagania techniczne i ogólną "bezproblemowość" gry, to tu same pozytywne zaskoczenia. Gra nie ma praktycznie żadnych błędów technicznych, nie wywala się do Windows co 5 minut, nie ma żadnych bugów itp. Z jednej strony to dobre, z drugiej przykre, że gra, która działa jak powinna, jest w obecnych czasach chlubnym wyjątkiem. Jakość grafiki, jak wspomniałem, jak na model stworzenia świata, który wybrało Bioware jest bardzo dobra, świetny jest także dźwięk.

Wymagania techniczne? Na AMD 9950X, RTX 4080 i 48GB RAM 7400MHz w rozdzielczości 4K, przy włączonym DLSS oraz wszystkich ustawieniach na maksymalnej jakości, uzyskiwałem około 90 FPS.

"Dragon Age: Veilguard" - podsumowanie

Podsumowując - "Dragon Age: Veilguard" nie jest najlepszą grą w historii RPG, ani nawet najlepszą grą Bioware. Nie jest też jednak koszmarnym złem, narzucającym nam "lewicową ideologię", jak twierdzą konserwatywni gracze. To poprawna gra, z "dobrze średnią" fabułą, ciekawym światem, dobrymi zadaniami pobocznymi i fajnymi towarzyszami. Jest poprawnie wykonana technicznie, ładnie też wygląda. Dla mnie to jakieś 8/10. Nie więcej, ale i nie mniej.